Nie wiem dokąd idę, ale ta droga jest złudna
Podpieram głowę, zamykam oczy, czuję dotyk dna
Jeszcze chwila, pełno nieszczęść i moja szansa
Później zbuduję nowy mur zamykając w nim Asa
Poukładam talie, rozegram to z wielką dokładnością
I będę odpoczywał rozliczając się z aktualnością
Zanikłem, mój wzrok lęka się normalnych oczu
W nich widzi naturalność i odbicie swego mrozu
Wznosi się i opada, bo pewność duszy zanikła
W sercu drga echo uczuć, a reszta przywykła
Rzeczywistość stała się obca, sam zostałem sobie
Jakbym wił się w niemocy, w złudnej chorobie
O samotności! Moja przyjaciółko i wielka udręko
Czemu jestem zdołowany? Odkręć już to wieko!
Bym wyleciał w świat prędko jak z wulkanu lawa!
I żeby trwała na zawsze już tylko wielka zabawa
Jestem za swym murem i czuję jak powietrze uciekło
Zamiast się doskonalić to nastało wewnątrz piekło
Nikt nie będzie pod wpływem presji mi rozkazywał
Jeżeli nie będę chciał to nie będę się w ogóle odzywał
Przegram, później znów się otworzę i będę wygrywał
Czasami nic się nie chce dlatego będę przygotowywał
By uderzyć jak armie co powoli szkoliły się na wojnę
Może to wygram, może zbłądzę lub w kalendarz kopnę
Ale to tylko próba, by się nauczyć, a nie jakaś zguba
Bo wciąż jest trzeźwy osąd, to nie jest rozbita szyba
Lecz zarysowana i psychika zawsze przygotowana
Więc każda myśl to sposobność trafna i dodziałana
Dalej więc pędzę przed siebie, biegnę do mego celu
Choć się wali, a biurka z komputerem miejscem burdelu
To będę ćwiczył umysł i codziennie wysilał się fizycznie
By umieć oceniać sytuacje i radzić sobie błyskawicznie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Odwiedzaj mnie częściej! :)