Przeżyłem pustkę wśród stada ludzi rozgadanych
Niczym wśród szumiących drzew kamień bez ambicji żadnych
Któremu zostało marzyć albo środowisko zmienić
By chociaż słońce go grzało, bo tu ciemno i zaczyna ziębić
Niczym patyk wśród fal który chce równowagę utrzymać
A nosi go bez odwrotu, gdzie nie można nic zatrzymać
Łamie w pół i upada w głębiny nierozsądku psychicznego
Niekomfortowej ciszy, która zabijała patyka zapomnianego
Niczym latający liść na wietrze, który chce latać
A bezsilność zwycięża bo nie ma skrzydeł, zaczyna spadać
Ten patyk marznie pod tą lodowatą wodą bez końca
Chce wznieść kończyny swe do słońca
Jeżeli nie umie się pływać czy latać lepiej nie próbować
Kto nie ryzykuje ten nie ma ale po co podwójnie żałować
Nie jestem drzewem ani falą ani wiatrem
Nie żyję odważnie, ja przeżywam niewyraźnie swoim światem
Gdzie się nie znajdę jestem ze spektaklu wyłączony
Szukam wrażeń, chciałbym czuć się jak nowo narodzony
A jestem nierozumiany, zbyt wrażliwy, delikatny niestety
Nie umiem szumieć, pływać ani latać, to nie moje zalety
Ale umiem to wyrazić zza swej szyby za którą bytuje
Przeżycia odzwierciedlają stan który wnętrze czuje
Szum mnie dręczy, pływając się krztuszę a skrzydeł brak
Mógłbym się poddać, zabić i pozostawić wspomnień szlak
Za to serce prawdziwe mam i umiem marzyć wrażliwy pośród cieni
Kochać prawdziwie, rozumieć tych co cierpią nieszczęśliwie zagubieni