Aktualnie Polecany Post

Wolność jest uczciwa - wolność to prawo Uniwersum

Dlaczego nie ma miejsc dla ludzi o otwartych umysłach? Gdzie na nowo weryfikowalibyśmy się w swych pomysłach Jest za to dużo miejsc dla...

czwartek, 26 listopada 2015

W mych snach

Widzę Ciebie całą skromnie ubraną w kwiaty
Twoje piersi i miejsce intymne zasłaniają płaty
Dookoła pełno gwiazd jest, Ty jedna najpiękniejsza
Jesteś drobna jakby z nich wszystkich najmniejsza
A świecisz najjaśniej jak Gwiazda Polarna
Oświetlasz serce, rozjaśnia się jego esencja czarna 
I pada deszcz a Ty kolorujesz jego kropelki
I promienieją kałuże a drewno zamieniasz w wafelki
Liście drzew w cukierki i świat staje się żywy
Szarość nabiera barw przez świateł Twoich wpływy
Plącza pędzą ku Tobie i wirują jak w karuzeli 
Zataczają koła a każdy kwiat chichocze - się weseli 

piątek, 13 listopada 2015

Tani produkt

Mam wrażenie że jestem nikim tanim produktem społeczeństwa
Te myśli które mnie wciąż dręczą doprowadzają do szaleństwa 
Nie potrafię nic zmienić, chciałbym zacząć od siebie 
Tyle razy próbowałem i pikowałem w dół pozostając na glebie 
Nie jak pełen witalności człowiek tylko jak ledwo żywy prawie trup 
I patrzę się tępymi oczami na świat wbity w ziemie jak słup 
Nie potrafię żyć normalnie tylko przeżywam obok sytuacje skrajnie 
Przytłacza mnie wszystko co sprawniejsze i czuję się marnie 
Nie wykrzeszę z siebie większego płomienia - a tylko taki by przeżyć
Choć widać po mnie że jestem smutny że wolałbym już nie żyć 
Ale jest pewna zasada nie poddawać się nigdy być bohaterem 
Płynąć przez sztorm i wielkie fale siedząc stoicko za sterem 

Początek miłości

Podobało mi się jak przed knajpą staliśmy
I Cię przytuliłem do swego serca i rozmawialiśmy 
Byłaś gorąca jak wulkan, który kipiał uczuciami 
Przepływała w nim lawa , z serduszków kształtami 
I malowała we wnętrzach tęczę z różnymi odcieniami
Które jasnością przebijały żyły swymi barwami 
Wszystkie z gwiazd świecą ale jedna jest wyjątkowa
Niczym gwiazda polarna, aż reszta z nich się chowa
Gdy Cię poznałem to odmieniłaś moje życie 
Oczekuj moja Luba na moje przybycie 
Będę szedł za głosem serca wprost przed siebie 
Wiem już dla kogo mam żyć, tylko dla Ciebie 
To tam gdzie największe ciepło bije dla mnie 
Wtedy wiem gdzie jesteś, czuję się normalnie 
Paulinko tak bardzo bym chciał Cię dotknąć i za rączkę złapać
I musnąć Cię w usta, Twe oczy zdziwione co w ruchu wyłapać
Nagle utkwiłyby na mnie, na moich oczach zamkniętych
I czułabyś wzdłuż Twych pleców od mych rąk przejętych
Miły dotyk, który by pobudził ciało Twoich pragnień ukrytych w sobie
Bo jesteś wyjątkowym aniołkiem, bijesz blaskiem w każdej dobie 
A w nocy jesteś jak ogień, nadziei moich pochodnia
Zaprzeczyć temu że jesteś cudowna to czysta zbrodnia

Nowonarodzony przez miłość

Gdy tylko pomyślę o Tobie od razu zaczynam inaczej oddychać
Serce szybciej bije, robi mi się cieplej i tylko wzdychać i wzdychać 
Wiem że masz to na uwadze że wszystko się za szybko dzieje
Ale nie mogę się powstrzymać, na myśl o Tobie we mnie szaleje 
Serce i myśli, a wnętrze staje się radością kwitnące dla świata 
Jakbym się narodził i umiał tylko powiedzieć jak dziecko: mama i tata
To ja nowonarodzony mówię: Ty i tylko Ty, bo jesteś wyjątkowa
Od razu się zakochałem, do Ciebie podnosi się moja głowa 
Bo jesteś najpiękniejsza, a gdy Twoja twarz się rozpromieni
Przebija się przez ciemności mej duszy i moje wnętrze się mieni
Twoje oczy jak gwiazdy dają światło i powodują że się rumieni
Wszystko co powstało dzięki Nim jak na Ziemi - plącza zieleni
To u mnie uczucie, mroźna planeta przy Tobie w życie rozkwita
Stopniał lód, zamienił się w pot od gorączki miłości i Ciebie wita
Jestem najszczęśliwszym człowiekiem od kiedy Cię poznałem
I wiem że się tylko nie zauroczyłem, a też od razu zakochałem

Moja miłość

Każda chwila bez Ciebie jest wiecznością
Jesteś największą słodyczą - moją miłością
Darząc mnie uśmiechem uszczęśliwiasz serce moje
A gdy Ci smutno to cierpimy wtedy we dwoje 
Kiedy ofiarowujesz mi swe serce czuję się spełniony 
Największe płynie ukojenie kiedy Twym uczuciem jestem obdarzony 
Działasz na mnie jak lekarstwo na umęczoną duszę
Jesteś potrzebna jak człowiekowi woda kiedy smakuje suszę
Jednocześnie jesteś zaraźliwa jak szaleńcza choroba
Kiedy się zbliżymy do siebie biją nasze serca oba
Pożądam Twej duszy, nie możesz być nieśmiała 
To jest grzech nieważne co byś sobie pomyślała 
Szanuję Ciebie we wszystkich Twoich przejawach
Więc rób przy mnie co chcesz nie zjadaj się w obawach 
Potrzebuję Cię, ponieważ kocham Cię jak nikt inny
I czuję to całym sercem jak jakiś poeta słynny 
Troszczę się i jestem odpowiedzialny za Ciebie
Ty masz się przy mnie czuć niczym anioł w niebie 
Jesteś dla serca magnesem smutków i radości
Chcę więcej ciepła, które dajesz, chcę więcej wzajemności
Na łamach uczucia, chcę dźwigać Twe problemy mocą miłości
Kiedy tęsknię jeszcze bardziej doceniam pełen cierpliwości 
Gdy zabraknie mi wszystkiego co mam zostaje myśl o Tobie
Nawet gdy nie mam już nadziei i jestem jak w żałobie 
Ty umacniasz mnie do czynów wielkich jak himalajskie góry 
Choć lecą na mnie problemy niczym krople deszczu z chmury
I uderzają jak pioruny powodując wielkie zmartwienie 
To dzięki Tobie staję się twardy jak skały i w sercu mam płomienie
Powodujesz mych narastających nerwów ciche ukojenie
Pojawia się uśmiech, bo jesteś lekarstwem na uspokojenie...

Kwiat płomieni


Byłaś jak marzenie - kwiat płomieni 
Wyrwałem z ziemi korzenie w dni jesieni 
By zimę przetrzymał tańcząc żywiołowo
Nie sobie kimał, był żywy jak słowo
Które Ci wyszeptałem żebyś rozkwitała
I swym ciałem płaty ognia trzymała
Jesteś jak słońce w ciemnym ogrodzie
Promienie rosnące na ziemi i w wodzie 
Chodzi o kałuże która Cię odbija 
I Zmętniałe róże bo zima zabija 
Ale Ty powodujesz że kwiaty powstają 
Zgarbione kolorujesz i Proste się stają
Uśmiechają do Ciebie, Twego blasku
Czują się jak w niebie a nie w potrzasku 
Dlatego Cię zabrałem, bo jesteś delikatna 
I w sercu Cię schowałem i stałaś się szkarłatna 
Rozpalasz mą duszę, bez Ciebie zgaśnięty
I serce swe kruszę, jako człowiek przeklęty

Wojownicy przed walką

Wieje zimny wiatr, wiruje w powietrzu śnieżyca
Stają na przeciw siebie wojownicy, mają zimne lica
Pełnia księżyca na gwieździstym niebie 
Noc jest i już mieszkańcy poszli spać do siebie 
Ktoś gra na trąbce jednostajną melodię bitewną
Walą w bębny, ciepło unosi się z ust w parę zwiewną 
Na przeciw siebie do bitwy się przygotowują 
Wojowie uderzają mieczami w tarczę i tym prowokują 
Się wzajemnie, warczą, kto pierwszy ruszy
Zastanawiają się krzycząc do siebie aż bolą uszy 
Rozwścieczone bestie czekają na znak swych dowódców 
Tupią w ziemie, a Ci co uciekają mają ich za głupców 
Tu chodzi o wieczną sławę, która przeniknie kraj 
Ci co polegną w walce nie stracą honoru, dla nich czeka raj

Dorosłość to już


Dorosłość już nadeszła, przebiła się przez młodości smak
Teraz wszystko szybko musi być zrobione na znak
Mało czasu by odpocząć, tylko ciągłe harowanie
Załatwienie pobocznych spraw i odpoczynek - spanie
To co kiedyś nas cieszyło, straciło już sens swój
Teraz skupiamy się na praktyce, by wybił się rozwój
Pytam wciąż czy to się skończy mimo że się zaczęło
To zdążyło mnie już zgasić, mój uczuć żar wygięło
Jak palący się metal, który miał się jeszcze hartować
A pozostało mu zwątpienie i charakter swój szorować
By lśnił tak jak błyszczy przez cały czas do końca
Choć jest zepsuty przez wyścig robotów do słońca
Którym są pieniądze, popatrz na promienie papierowe
Każdy do nich goni, choć nie wyglądają jak nowe
A przerobione i to jest oszustwo dla oczu zdeterminowanych
Ja tak nie chcę pracować, tylko być oddany dla wierszy nieznanych
Dlatego robię swoje, idę do przodu
Nie oglądam się za siebie bez powodu
Nigdy się nie poddaję, trzymam życie w rękach
Najciężej jest wyrobić na życiowych zakrętach
Trzeba zdążyć wszystkim na szybko jak należy 
By nie zrobiła się piramida problemów, która na wysokość mierzy 
Więcej niż powinna, tak nie może być, bo musi styknąć
Po kolei wszystko, lekko puknąć i zamilknąć
Tak by się zmieściło w czasie każde wydarzenie
Bo zbyt mocne może być zdarzeń o siebie uderzenie

czwartek, 8 października 2015

Kropka wśród przecinków

Przeżyłem pustkę wśród stada ludzi rozgadanych
Niczym wśród szumiących drzew kamień bez ambicji żadnych
Któremu zostało marzyć albo środowisko zmienić
By chociaż słońce go grzało, bo tu ciemno i zaczyna ziębić
Niczym patyk wśród fal który chce równowagę utrzymać
A nosi go bez odwrotu, gdzie nie można nic zatrzymać
Łamie w pół i upada w głębiny nierozsądku psychicznego
Niekomfortowej ciszy, która zabijała patyka zapomnianego
Niczym latający liść na wietrze, który chce latać
A bezsilność zwycięża bo nie ma skrzydeł, zaczyna spadać
Ten patyk marznie pod tą lodowatą wodą bez końca
Chce wznieść kończyny swe do słońca
Jeżeli nie umie się pływać czy latać lepiej nie próbować
Kto nie ryzykuje ten nie ma ale po co podwójnie żałować
Nie jestem drzewem ani falą ani wiatrem
Nie żyję odważnie, ja przeżywam niewyraźnie swoim światem
Gdzie się nie znajdę jestem ze spektaklu wyłączony
Szukam wrażeń, chciałbym czuć się jak nowo narodzony
A jestem nierozumiany, zbyt wrażliwy, delikatny niestety
Nie umiem szumieć, pływać ani latać, to nie moje zalety
Ale umiem to wyrazić zza swej szyby za którą bytuje
Przeżycia odzwierciedlają stan który wnętrze czuje
Szum mnie dręczy, pływając się krztuszę a skrzydeł brak
Mógłbym się poddać, zabić i pozostawić wspomnień szlak
Za to serce prawdziwe mam i umiem marzyć wrażliwy pośród cieni
Kochać prawdziwie, rozumieć tych co cierpią nieszczęśliwie zagubieni

Toomnie

Mój umysł słynie z ciszy i definiowania 
Więc pomijając to że wolę pisanie od gadania
Nie trawię ludzi zadufanych w sobie 
Którym pewność siebie promieniuje w głowie 
Wolę empatie, przez które rozumy się synchronizują 
I tworzą grupę, a nie w wiadomościach konkurują 
Gdzie wrażliwość bardziej dostrzega szczegóły 
I rozmowa jest poezją a każde słowo jak nacisk czuły

Jumanji - otwarcie

Pierwsze wrażenie odczuwam pozytywnie 
Moje oczy patrzą na to zjawisko jednak dziwnie
Bo nie przyzwyczajone w takie popowe klimaty 
Mam poczucie rezygnacji ale nie czasu straty 
Czuję się nieswojo jak w jakimś bunkrze
Będzie dobry wieczór, kiepskie rano myśląc o jutrze...

poniedziałek, 5 października 2015

Bądź moją miłością

Bądź moją miłością, moim kwiatuszkiem kolorowym
Chcę dotykać Twój blask mieniący się kształtem diamentowym 
Jesteś moją tęsknotą i bólem oczekującym na wybawienie 
Moje serce bije dla Ciebie, jesteś jak chodzące marzenie
A kiedy Cię już widzę to mija utrapienie sponiewierające 
Wszystkie chwile przy Twym sercu są jak melodie kojące 
Chcę być z Tobą bez względu na wszystko co się stanie
Pragnę szeptać Ci do ucha: moja najpiękniejsza, moje kochanie
Wybacz mą nieśmiałość, ale ciężko objąć w słowa 
Jaka jesteś wartościowa, nie mieści tego moja głowa 
Powstrzymaj moje serce, bo się rozpędziło szalone
Dotykam samotności znów, jest to piekło wcielone
Teraz całymi dniami będę rozpamiętywał chwile minione 
Bo tak mi było cudownie jak moje serce było w Ciebie wtulone 
Wzdycham… wzdycham… do Ciebie moja miła piękności
Chyba zbyt poniosło mnie to uczucie miłości…
Ale chciałbym jeszcze mocniej poczuć to uniesienie !
Narkotyzować się Tobą mam ciche pragnienie 
Chcę Cię tulić w każdej chwili w której jest to możliwe 
Nie chcę być nachalny ale ahh te Twoje oczy życzliwe… 
I uśmiech i włosy i nos i wszystko i w ogóle 
Mam ochotę po ciele muskać ustami Cię czule 
Choć to może jeszcze nie ta pora, jeszcze się zastanawiasz 
Może mnie jeszcze nie poznałaś i może się czegoś obawiasz
Jesteś Tylko Ty i poza Tobą nie widzę dziś nikogo 
Chcę być wierny, by trwało to wiecznie, by było błogo 
Daj mi szansę, a wiedz że jej nie zmarnuję 
Jak tylko będę umiał postaram się - obiecuję

Dla mej luby

Podobasz mi się bardzo, coś mnie do Ciebie ciągnie 
Chyba Twój urok i inteligencja, czuję w sercu ognie
Jak rozpalają całe wnętrze, chcę Cię tulić nieskończenie 
Poczuć natchnienie, jak miłość spala namiętnością me istnienie
Bo gdy Cię obejmuję to grzejesz jak procesor w mym komputerze
Chciałbym byśmy topili się w tej miłości atmosferze  
Ale nie utopili a wciąż łapali powietrze w tej wodzie głębokiej
I chcę by podgrzewał nas wodospad lecący z nad skały wysokiej 
Niby potok uczuć, które unoszą się tu w powietrzu 
By poczuć jeszcze bardziej zbieg zdarzeń w swoim wnętrzu
Jak unoszą nas ponad wszystko niby ogień wznoszący balon powietrzny
Chciałbym Cię pocałować w sposób subtelny i grzeczny
I ten urok zabrał by nas do świata, w ramionach którego
Nie przejmowali byśmy się niczym z dala od złego
To uczucie jest jak magma, napływ ciepła jak w gejzerze 
Chciałbym byśmy topili się jeszcze bardziej w miłości atmosferze 
Jak meteor spadający na granicy kosmosu i nieba
W Twoich oczach widzę, że wiesz czego mi potrzeba
Gdy Cię widzę to jakby łuna powstającego słońca
Wyłaniała się przede mną i nie miała mieć końca
Trafiała przez opary uczuć jako promienie orbitujące
Niczym we mnie lecące Kupidyna strzały płonące

czwartek, 1 października 2015

Złota myśl 2: instrukcja postępu

Musi być wspólna intencja - cel np bieganie np bycie np koncert, bycie zdrowym . Tylko dla intencji potrafię żyć . takiż ze mnie samotnik - cichy aktywista
Aspołeczny bo bez zdolności społecznych - jednakże na swój sposób introwertycznie komunikatywny
W tym miejscu występuje zbyt wiele bodźców jednak ciekawość wygrywa jednakże tracę wolę przez narzucane bodźce, które próbują mnie manipulować - nadzorować swoją postawą
Aktywność powinna wygrywać w moim życiu
Treść powinna wygrywać nad Ilością
Po to mamy dwoje uszu i oczu by więcej widzieć i słuchać niż mówić
Ci co dużo mówią są nieograniczeni w swoim ograniczeniu
A Ci co milczą są uporządkowani
Bądź starają się porządkować w sobie. Jednakże wadą jest to że nie umieją żyć w chaosie gdzie przeważają narzucane się bodźce
Potrzebuje uporządkowanego świata - innego środowiska bez bodźców gdzie dominuje cisza
Bo my wrażliwcy żyjemy w chaosie jako neutralne tło i nie żyjemy jak inni a przeżywamy w bezsilności i w milczeniu
Jaka jest intencja ludzi tutaj?- zastanów się jaka jest wobec Ciebie
Czy nikt na Ciebie źle nie wpływa a kto na Ciebie dobrze wpływa. Oddal się by przepływ energii był pozytywny - wznosił do góry, oddal do nawet jednego człowieka, który powoduje że rośniesz
Spójrz poprzez swój świat swoją logikę na to
Co by się zyskało gdyby stworzyć własną intencje wbrew chaosowi by nie iść z jego prądem
Stanowczo wyjdź z atmosfery w bezwpływowość bo tylko tam odnajdziesz swoje ja w kulcie kontemplacji nad sobą , śnienia i działania wbrew nurtowi którym idą wszyscy rozumiejący swoje myśli a nie rozumiejący własnego ja
Czyżby ten kto nie rozumie własnego ja nie potrafiłby być cichy ? Nie potrafiłby się zastanawiać względem siebie? Gada z sensem ale nielogicznie bo nietrafnie bądź niezdrowo się zachowuje[np małe dzieci] . Żyje z nurtem może ma predyspozycje do życia i mu łatwiej się nim cieszyć ale nie idzie do przodu.
Np leci piosenka i z nurtem mówimy co to adekwatnie do sytuacji i nucimy
A ja chcę sam tworzyć nurt wbrew rzeczywistości , wbrew jej logice , wbrew normom sam tworzyć logikę ale pamiętając gdzie zaczyna się kogoś wolność tam kończy się moja wolność
Jak odróżnić mądrego od głupiego ?
Mądry szuka odpowiedzi głupi po prostu gada błędnie
Z mądrym człowiekiem nastawia się na daną częstotliwość mądrości z racji iż posiada rozum, którym potrafi się posługiwać względem myśli nad którymi się zastanawia.
Jak odróżnić osobę myślącą tzn zastanawiającą od niemyślącej ?
Nie zastanawia się ? Bo nie jest nauczona wewnętrznej  praktyki
Jak poznać inteligentnego ?
Umie przetwarzać informacje i nimi władać - wszystko zależy od ilości ów ważnej treści.
Dla każdego dużo to inna miara zależy od człowieka i jego predyspozycji, jeden może być małomówny i będzie dla niego dużo a inny może dużo mówić i będzie jeszcze za mało… każdy przetwarza w innej ilości, ale rozumie tak samo

Natchnienie

W tej cichej atmosferze gdzie powstaje artystyczna głębia 
Wylatuję z ram logiki wyobraźnią przypominając odlotem gołębia 
Który niby pokemon wyróżnia się nad inne stworzenia 
Jest zbyt spokojny, nie stanowi dla innych zagrożenia 
Jest inny, nieprzeciętny, razi swą nietuzinkowością 
Odnosi się swą wrażliwością do świata z miłością 
Wyrasta z ciszy niczym smuga meteoru
I świeci niczym oko Saurona w centrum Mordoru

Ludzie

Lubię przebywać z ludźmi normalnymi 
Z ludźmi ambitnymi z duszami bratnimi
Z perspektywami wspólnymi, z celami podobnymi 
Z zainteresowaniami takimi samymi
Z indywidualistami chodzącymi swoimi ścieżkami
Z aktywistami cichymi, którzy reprezentują siebie czynami 
Nie z pozerami wewnętrznie pustymi - ,,nieomylnymi''
Nie odróżniającymi się do wszystkich podobnymi
Co jak psy klepią jęzorami, z irracjonalnymi dialogami 
Chodzą grupami i żyją prostacko dziwnymi tradycjami
Nie z tymi co wpatrzeni w ekran całymi dniami
Nie z idiotami, którzy przypał tworzą zachowaniami

Oczy

Twoje oczy 
Zerkają 
W tym chaosie 
Widzą nieznane 
Które się kończy 
Tak na zawsze

Starość nie radość

Starość jest okrutna, trzeba chodzić po lekarzach
Bo to serce już nie te i mimo że się nie jest w bandażach
To wszystko jest zmarniałe, całe ciało zwiotczałe w dół leci
Zmarszczki na twarzy, to już nie te dzieci
Nie ma tej młodzieży, matki im pomarły
I wnętrzności przez skórę robale rodzicom przeżarły
Zniedołężniali często rozczarowani i zapłakani sobą
Że muszą brać leki, nikt im nie pomaga, nie są tą młodą osobą
Która poradzi sobie ze wszystkimi przeciwnościami
Ledwo starcza na opłaty, zmagają się z codziennymi problemami

Armagedon

Wiruje niebo, wciąga budynki, które kruszą się do środka 
Popiół zakrywa słońce i burza której pioruny uderzają jak z młotka 
Niszczą powierzchnie, pękają ulice wzdłuż architektury 
Latają w przestrzeni ich potłuczone okna, dachówki i mury
Ludzkie kończyny przemieszczają się chaotycznie 
Ci co jeszcze żyją o swoich siłach uciekają panicznie
Ciemność widzę przed oczami, czy to koniec już?
Czuję jak głowa pęka wzdłuż szyi jakby wbity nóż
Zbyt zimno, a ono oplata ciało i drżę niemiłosiernie
Modlę się pierwszy raz w życiu do Boga przez cierpienie
Leci w oczy brud, który pokrywał całą okolicę
I cały czas czuję jak zimno rozcina mi potylicę


niedziela, 27 września 2015

Czarnoksiężnik

Lewituje nad ziemią ubrany w czarną pelerynę
Żyje tylko po to by realizować swą doktrynę
Z oczu wznosi się para przez otwory maski metalowej 
Zmierza do swej czarnej wieży po krainie kolorowej 
Trzyma w dłoni jakby laskę zakończoną metalowo 
Oczy jaśnieją blaskiem na różowo fioletowo 
Tańczy wiatrem peleryna z nim pod rękę
I drzewa szumią mu oto taką piosenkę:
Pędź czarnoksiężniku, pędź do swej nory
Twojej wieży którą pilnują golemy i potwory 
Spuść nam deszcz na głowy, byśmy były podlane 
Nasze życie wegetacją, nasze życie jest zjebane 
Chcemy być jak Enty, których życiem jest wędrówka
Za Ciebie wodę wypijemy i życzymy zdrówka! 
A więc leciał przez krainę pełną różnych skrajności 
Smutek dopadł drzewa mimo ich wiecznej cierpliwości 
Czarnoksiężnik król zatrzymał wiatr poruszył lasy
I liście wciąż śpiewały, a korzenie wybijać zaczęły basy 
Był już przy swej wieży gdzie różne żywioły
Zaklęte były w kamienie jakby w nich oczodoły 
A tam błysk i latały odłamy nad szczytem
Który przecierał chmury z dumą i zachwytem 
I ciemność pokrywała okolice, wybijały pioruny 
Była burza a napięcia rzeźbiły latające runy 
Te kamienie miały możliwość żywiołów ożywiania 
Panowały nad pogodą, służyły do roślin podlewania
Pewnego razu przechodził demon straszliwy 
Był mroczny w obliczu jakby nieżywy
Ale oczy miał żywsze niż otchłań pełna smutku 
Gdzie ludzie pracują aż do śmierci w przekonaniu że do skutku
Pokonał golemy, te kamienne masy 
Uleciały z nich dusze w podziemne hałasy
Gdzie słychać błagania przez popełnione grzechy 
A w niebie życie tam w kosmosie i słychać ciągłe śmiechy 
Władca swej wieży stanął na wysokości zadania 
Zniszczył mózg demona i na sznur bez pytania 
Powiesił nad przepaścią gdzie króla potwory 
Między siebie rozszarpały ciało, została tylko głowa a pod oczami wory 
Nad czupryną zaczął ulatywać smród i przyleciały muchy
Głupi demon chciał być wielki teraz nikt nie czuje skruchy 
Bo kto pokona ów potężnego czarnoksiężnika 
I zdobędzie jego trzecie oko spod maski samotnika
Ten posiądzie moc i bogactwa natury 
Nie jakieś pieniądze chorej kultury …

Żebrak miłości

Chodzi po świecie, szuka codziennie i prosi
Cały swój ból kryje pod maską radości i go znosi
Był zakochany, ale został na bok odtrącony
W imię zysku który zapewnił jej chłopak do niej zwrócony
Tułał się po planecie w smutku i tęsknocie
Myślał tylko o miłości, a nie o banknotów kwocie 
Szukał, zakochał się, ale został zdradzony
Tkwiąc głęboko w jej sercu z niego wyrzucony
Płakał nędzarz, ale łzy ocierał pięściami
Którymi uderzał łóżko rozmyślając nad wspomnieniami
Chodził po klubach, zauroczył się w pewnej piękności
Myślał już, że to ta jedyna, grzało się uczucie miłości
Ale potem zobaczył ją jak tuli się ze swym chłopakiem
Wyobraźcie sobie jakim był człowieka wrakiem
Poznał znowu pewną dziewczynę, bratnią duszyczkę
Zaczął ją nawet traktować jak swą siostrzyczkę
Ale napisała mu przez internet że ma chłopaka
A potem się już nie odzywała do tego miłości żebraka
On chciał tylko się wtulać, poczuć to ciepło
Zapomnieć na chwile, że na Ziemi jest piekło
Jednak żebrał dalej nie dostał złamanego serca nawet
I patrzał się na gwiazdy zastanawiając się ile tam jest planet
Czy któraś ma życie tak jak dla niego miłości potrzeba
Nie wie czy istnieje tam życie ale wznosi ręce do nieba
I jeżeli istnieje taka niewiadoma to tutaj też być może
Cuda się zdarzają, lecz zazwyczaj nikt w niedoli nie pomoże…

piątek, 25 września 2015

Wiedźma antyalkoholowa

Okrutna wiedźma nazywana jędzą się obudziła 
Znowu o ofiarach swoich czynów w nocy śniła 
Choć nie wiadomo, może to był sen na jawie
I wyszła w nocy z mieszkania, by wczuć się w zabawie
O nóż kuchenny w ręce przecierały się włosy brązowe 
Choć oczy były nieświadome to świeciły jak nowe
Szła w nocy po przedmieściach aż w parku się znalazła 
I nie wiadomo czemu, ale na drzewo wlazła 
Niczym jaszczurka i wśród liści się schowała 
Aż z góry była ledwo widoczna w tych cieniach i mała 
Choć latarnie świeciły, niby bezpiecznie tutaj było
Pojawił się tutaj pewien pan, troszkę mu się wypiło
Koordynacja ruchowa już nie ta jak z rana 
Jednym słowem jego morda była ,,pijana''
Przechodził przez ścieżkę obok tego drzewa
Na którym spała wiedźma i ten facet ubolewa
- Zostawiła mnie! Jak mogła to zrobić!? 
Chętnie bym znalazł tego typa, by go pobić! 
I tak krzyczał do siebie smutny mężczyzna 
A z drzew sączyła się dusząca woń - zgnilizna 
To zapach unoszący się z poprzednich nocy 
Pochowane tam były zwłoki, którym nie udzielono pomocy 
Nagle z góry rzuciła się jędza przeraźliwa 
Rozdrażnił ją unoszący się zapach wódki i piwa 
Zadźgała faceta, choć krzyczał aż do nieba 
Nikt nie wzruszył się tym że pomóc mu trzeba 
Wszyscy dalej śpią, smacznie poklepując ustami 
Przecież jest noc nad naszymi głowami …

środa, 23 września 2015

Dla pewnej Muzy

Załapałem nić porozumienia, przyszło to nadzwyczajnie 
Sens z Pustki wyzwolił się piętrzony logiką idealnie 
Bratnia dusza? Chyba znam definicję tego z doświadczenia 
To jest coś niezwykłego, milczenie i umiejętność mówienia 
Moja świadomość w tej atmosferze zrozumienia 
Rozkwita w sens teraźniejszości, plącze pajęczynę istnienia 
Która utrzymywać zaczęła moje życie w dobrym nastroju 
Nastraja pozytywnie jakby dla wewnętrznego spokoju 
I mógłbym… mógłbym… tyle ale dalej przejdźmy delikatnie
Bo nie lubię być nachalny bo boję się że zepsuję to totalnie 
Twoje miny, przez każdą czuję smak radości 
I nie wiem czy to zauroczenie czy uczucie …
Rozmył się obraz kiedy dowiedziałem się niestety 
Od mego obiektu westchnień - tej pięknej kobiety 
Że ma chłopaka, wystarczyło mi wiedzieć tyle 
By osłabnąć na chwilę i wyobrażać sobie wlewające promile 
To tak nie miało być, czuję smutek i rozczarowanie 
Mógłbym napisać jej milion wierszy ale na nic me staranie 
Zamykam oczy, czuję nostalgię, chcę się wtulić 
Tak jak się żegnaliśmy tak objąć ją - przytulić 
Ale należy do kogoś innego i stanowczo odmawia 
I czuję ból jak doskwiera, wielki ból mi to sprawia …
Pytałaś czy jestem zły czy coś takiego 
Chyba nie wiem poza smutkiem teraz nie rozumiem już niczego 
Dalej chce z Tobą pisać, myślę że to nam pozostało 
A gdy spotkam Cię dojdę do wniosku - tak być musiało …

poniedziałek, 21 września 2015

Sam na sam

Chodź pospacerujemy ten ostatni raz po planecie
Mimo że jestem zamknięty w swym świecie
Chce otworzyć to co zapisane jest we mnie 
Niech to stanie się rzeczywistością-moje pragnienie
Bo w życiu chodzi o to by spędzić je efektownie
A nie imprezować i być nietrzeźwym codziennie 
Uspokajam się i znów buduję mur który mnie otoczy
A świadomość się wzniesie i z przeznaczeniem zjednoczy
Na dworze jest ponuro, ale powietrze ziębi swymi podmuchami
Idealnie rześkie do wdychania, rozkoszuję się tymi falami
Jestem samotnikiem który milczy i działa tworząc cele
Dlatego ciężko odnajduję się na imprezach gdy ludzi jest tak wiele 
Jak się skupić na tym co rzeczywiście właściwe?
Moje oczy przesiąka schiza, stają się zdezorientowane i żywe
A w samotności wciąż staram się odnajdywać
Jest to dla mnie tak ważne jak potrzeba by oddychać
Introwertyzm wskazuje jaka jest moja natura
Być gdzieś na uboczu, bo ludzie to dyskomfort i tortura 
Lubie czuć wolność, czyli stan bez presji 
Świadomość że muszę doprowadza do depresji
Wolę ukierunkować ją w nieznane bez ludzi i ich narzekania
Bo oni ograniczają do dyskomfortu i z męką zmagania

niedziela, 20 września 2015

Erotyk

Ślina cieknie z buzi, która jest otwarta ze zdziwienia
Przecieram oczy zastanawiając się czy to sen czy moje urojenia 
Twoje ciało takie piękne, kształty mi się podobają 
Chciałbym tak patrzeć w Twoje oczy i widzieć jak mi się oddają 
Przyćmione Twe spojrzenie, co rusz mrugają powieki
Moje serce bije mocniej, jakbym wziął alkohol i leki
Jesteś tak zgrabna, że mam ochotę Cię podotykać
Złapać Twoją nogę i jednocześnie z Twym wzrokiem się spotykać
Poczuć delikatność wraz z namiętnością 
I wyobrażać sobie skrycie jak oddajesz mi się z miłością
Zatańcz dla mnie, chcę patrzeć na Twój tyłeczek
Bądź moją gwiazdką, nie ma od Ciebie ostrzejszych laleczek
Twój uśmiech powoduje w moich oczach i sercu radość
A gdy zainteresuje Cię ktoś inny czuję niepohamowaną zazdrość
Zatańczmy razem się rozbierając i rzucając za siebie rzeczy
Weźmy butelki wody i wylejmy na siebie litry cieczy
Nie liczę na tani seks, chcę poczuć się baśniowo
W blasku słońca, aż powstałaby tęcza i było kolorowo
Przytulmy gołe ciała i śmiejmy się głośno i wesoło
Chcę swoim czołem dotknąć Twoje mokre czoło
Patrząc wciąż sobie w oczy, bądź mym ukojeniem
Bo wybrałem Cię, z marzenia stałaś się pragnieniem 
Twoje piersi są czymś co chciałbym mieć dla siebie
I tak wtulając się trzymałbym Twe pośladki czując się jak w niebie 

Po żelkach

Kręci mi się w głowie, deptam po dywanie z larw
Blask emocji rozmył się, nie widzę dzisiaj barw 
Liczę talię kart z której wyjdą potwory
Yu gi oh w wersji gęsia skórka czy inne horrory 
Nakłuwać na mikrofon będę walające się ciała w przestrzeni
Po amfetaminie w oczach gimby będą mówić że im się mieni
Zanim nie wypadną im gałki z oczodołów 
Powiększą się źrenice im po zobaczeniu potworów
I będą uderzać o ściany tryskając w rytm membrany
Rzuci się na mnie każdy kto nie będzie podpity lub naćpany 
A ja tą fikcję będę śpiewał nie dla szatana a artystów
By po słuchaniu tego odchodzili od zmysłów 
Odchodzę w sen widzę odrapane ściany psychiatryka 
Coś mi w kościach strzyka i każda z myśli umyka
Źrenice zmieniają kolory jak kameleon, mienią się tęczowo
Świat przybiera barw, w szpitalu każdy się śmieje, jest kolorowo
Za rozbitym oknem świeci słońce, tańczą upiory
Rozdrapują się wzajemnie, każdy z nich jest chory 
Pisk wesoły co rusz z pomieszczenia ulatuje 
Każdy z obecnych tu się dzisiaj dobrze czuje
Nagle przychodzi personel, zapina w pasy roztańczonych 
Zastrzyki w ramiona, gasną światła w oczach, cisza zastraszonych 
Budzę się ze snu, to były nie larwy a kafelki
Odpakowuję następną paczkę by odpłynąć - dobre te żelki…

środa, 16 września 2015

Przygotowanie przed uzewnętrznieniem

Przed uzewnętrznieniem warto się przygotować
By swoją osobę w sposób subtelny wypromować
Najpierw trzy herbaty dla rozgrzania organizmu naszego
I trening dla orzeźwienia i wypocenia brudu toksycznego 
Dwie czekolady, by ożywić umysł i serce wyczerpane
Popić kolejnymi herbatami, by znowu ciało było nagrzane
Prysznic tu uwzględnić wraz z mydłem i wyszorowaniem
I umyć głowę wodą i szamponem rękoma jakby obchodziło się z praniem
By ożywić swą aurę i poczuć się czystym, a nie przybrudzonym
Bo smród nie jest dla organizmu czymś dobrym i zdrowym
A później dojadać co rusz czekoladę pepsi popijając
I napić się również Kubusia czekolady cały czas dodając
I teraz nasze oczy jak znicze będą świecić dzień cały
No i w nocy również pełne energii nie będą się zamykały 

wtorek, 15 września 2015

Mama o sprzątaniu

Trzeba uciekać nie pokazywać się na oczy 
Bo to lew okrutny po domu dzisiaj kroczy …

Kiedy mama Twa jest bardzo zdenerwowana 
Bo nieodkurzony dom i śmieci sypią się z rana 
Lepiej nie wchodzić jej w drogę, bo jest niczym zwierzyna 
Lwica okrutna, wejdziesz w drogę to jazdy robić zaczyna
Lepiej wyjść z nory w inne rejony pięknego miasta
Gdzie nie czai się zło, a ugoszczą Cię kawałkiem ciasta
Dobrze jest puścić usypiającą muzykę by uśpić okrucieństwo 
Nim podłość weźmie górę i zamieni się w szaleństwo 
Lepiej nie mieć podrapanej twarzy przez pazury
Choć mózg już zgwałcony przez psychiczne tortury 
Lwica ma problem, skończy się, gdy obowiązki będą wykonane
Tylko dlaczego od tak…od razu to zrobić jest od niej wymagane 
Nie jesteśmy robotami a ludźmi i nie działamy na przycisk
Każdy ma swój poziom energii, z trudem znosimy taki wycisk
Moc ucieka, zachłanność do życia zanika w nieznane
Nasze temperamenty i sposoby na życie nie są uszanowane
Nie mów że nygus! Skoro znasz mnie doskonale
Droga mamo taki już jestem i tak się zachowuję stale 
Nie akceptujesz to nie mój problem tylko Twój
I niech zacznie się spokój kończąc umysłu podbój 

Aktualnie - refleksja

Staram się jak pokemon ewoluować tylko że świadomością
Mając głowę w chmurach chciałbym lewitować nad pozostałością
A wyglądam jak trup podobno przez brak witamin w sobie
I nie wiem czy żyję w Kaliszu czy w stanie w swojej głowie
Chce by światło się niosło z mego serca i z duszy aura jak u Jezusa
A jedyne co dziś widzę to groźnie patrzące oblicze Zeusa
Wciąż gonie i czym bardziej się staram tym większe fatum mnie oplata
Ciąży nade mną chmura a z niej rozczarowania i strata

środa, 9 września 2015

Samotność w codzienności

Nie wiem jakie macie przeświadczenie o mnie
Ale patrzę na ten świat samotnie, nieprzytomnie 
Staram się być dumny, żyć spokojnie 
Samotność w swe czeluści pożera mnie 
Odpalam swą pochodnię i myślę o tym co będzie 
Bo mrok moimi oczami jest wszędzie 
Chce mi się spać ciągle gdy nie ma z kim pogadać
Gdy żyję w niezrozumieniu i muszę się zmagać 
Z samotnością, choć staram się odnosić z miłością
Do świata to ten patrzy na mnie z oschłością 
Nie jak na brata a raczej kogoś wyklętego
Zamykam się w sobie i mam dosyć tego

List do M

Nawet nie pytałem czy przepadasz w ogóle za wierszami
Chciałbym pomalować Tym Twój świat jak pastelami
By stał się kolorowy pomimo że jest szary i chory
System edukacji jest niczym z Hogwardu dementory
Nie jestem dobry w gadce w cztery oczy z ludźmi otwartymi
Bo introwertycy wolą pisać i pracować za drzwiami zamkniętymi
W samotności, więc ciężko mi było towarzystwa Ci dotrzymać
I wyszedłem na głupka jednak nie chciałem tak przegrywać
Choć może w Twoich oczach tak to wyglądać
To i tak mam wielką ochotę się Tobie przyglądać

Coś o miłości

Jesteś najpiękniejszym kwiatem pośród wszystkiego
I byłem głupcem, że odleciałaś w ramiona innego
Taka miłość jak ta już nigdy się nie powtórzy jak baśnie 
Tylko że ja nadal Cię kocham i to uczucie nie gaśnie 
Nie zabiłem Cię, chciałem byś spokojnie rozkwitała
Tak jak uważasz za słuszne nawet jeżeliś się innemu oddała 
Jesteś Tą na którą mogę czekać aż do śmierci
Chciałbym z Tobą być jednak Tobie brakuje chęci
Ze łzami w oczach mógłbym patrzeć w Twoje oczy
Jak nasze bicie serc w jedno tempo się jednoczy
I wiedziałbym że Twój uśmiech jest dla mnie jedyny 
Wszystko bym zrobił żeby zmienić wtedy swoje czyny
A zamknąłem Cię nieświadomie w klatce mej miłości 
I dla Ciebie to był koszmar, który nie miał mieć przyszłości 
Wyrzuciłaś mnie z serca, a ja chciałbym do niego powrócić
Trafić tam, gdzie było moje miejsce, by przy Tobie się budzić 
Oddałbym Ci swe serce nie dostając złamanego grosza
Wszystko bym oddał nawet gdybym miał dostać kosza 
Bo jesteś tego, albo raczej jeszcze więcej warta
I każdy kto Cię miał dla siebie ma jebanego farta 
Wyczytuję z Twojej twarzy że nie chcesz z tym żywiołem się zmagać
Kiedy ja bym chciał w cztery oczy szczerze jak kiedyś pogadać
Trzymasz mnie na dystans - zbywasz jak kogoś kogo się brzydzisz
W głębi Twoich oczu zauważyłem że mnie nienawidzisz
Ale w postaci obojętności i ignorancji co jest przemocy rodzajem
Zdąrzyłem się już dawno porzegnać z tworzonym przez nas rajem
Zerwałaś jabłko, zjadłaś, pociąga Cię wszystko co wygląda
Masz swój ideał, który miałby przypominać Jeamsa Bonda
Nawet nie umiesz być szczera, nie rozumiesz że ja jestem rozumny
Zrozumiałem dawno swoje błędy i wady, dziś jestem spokojny i dumny
Chciałbym byś wtargnęła do mojego świata jak dawno temu
Ale Ty widzisz w tym jakieś ziarno rozkwitającego problemu...

(Od Autora: Jak co to jest tylko przewartościowana twórczość, która miała wzbudzać emocje, żadne złe słowo nigdy nie zamieniło się z moją ingerencją w czyn. Mnie też zawsze przerażało co tu napisałem. Wiersz był szczery, zawsze starałem się wyjawiać potencjał umysłu człowieka, jednakże w ten sposób jaki się możecie domyślać nigdy nie zamierzałem i nie zamierzam go wykorzystywać, bo jestem świadom konsekwencji psychicznych i prawnych.)
,,Nawet nie zapytasz mnie o zdanie a co jeżeli pewnego dnia
Zabawie się w Breiwika wyrywając się z jebanego cienia
Niepoprawny romantyk stanie się gorzkim draniem
Zajmując się po cichu wściekle Twoich kości łamaniem
Co jeżeli ta ignorancja zrobi ze mnie chcącego zemsty potwora
I wyciągnę nóż by zadźgać Cię i żeby cieszyła się moja psychika chora
Odezwij się do mnie patrząc mi prosto w źrenic koła
Chcę usłyszeć całą prawdę, ma ona być czysta od ściemy goła"

Taniec przy parku

Coś nie mogę zasnąć, chciałbym Cię zobaczyć
I delektować się Tobą, by później zatańczyć
W blasku latarni świecących późną nocą
I patrzyłbym na Ciebie jak ręce Ci się pocą
Napilibyśmy się czerwonego wina, to Twój ulubiony
Kręciłbym Tobą na ulicy na wszystkie strony 
Do cienia weszlibyśmy tam gdzie drzewa rosną 
I położylibyśmy się za krzakami zaraz pod sosną
Wtuliłbym się mocno i szepnął Ci do ucha
Że Cię kocham, choć w moim sercu jest skrucha
To chcę by Twój blask padał na mnie mam marzenie 
Bo Twe oczy zwierciadłem są i powodują ukojenie
I tak wtulony miałbym pragnienie by Cię nie puszczać
Nasłuchiwałbym jak bije serce i mógłbym tak słuchać…
Wiecznie tak jak moja miłość trwa ku Tobie
I moje serce też by biło jak Twoje jak w chorobie 

Marny poeta

Jestem marnym poetą, bo nie umiem wyrwać kobiety
Chciałbym tylko jedną, bez żadnej na twarzy tandety
A ja lubię na nie patrzeć jak zerkają swym wzrokiem 
Kuszą każdym gestem, każdym krokiem

Dostrzegłem siebie w jej spojrzeniu i zobaczyłem pustkę
Jakby do jej wnętrza ktoś zamątował kłódkę
Nie wiem jak zareagować, gdy unika ze mną kontaktu
Mimo że ją kocham, choć był koniec tego aktu

Gdy wracają wciąż wspomnienia to nie mogę się pogodzić
Że mimo miłości zdradziła i zaczęła zwodzić 
Czy czas pokaże wszystko, że to co słyszała to kłamstwa?
Jakiegoś cwaniaka, co jest pełen wredności i chamstwa…

Nie umiem jej wyrzucić z serca jakby przeznaczeniem była
I budzącym natchnieniem w sercu moim ciągle żyła
Nie rozumiem na czym to polega, ale tak się sprawy mają
Że tacy jak ja nigdy najbliższych kochać nie przestają 

środa, 26 sierpnia 2015

Rzeczywistość

Znowu rzeczywistość mnie przerasta w tym ekstrawertycznym świecie
Czuje się jak wyrzutek, który zagubił się na tej planecie
Dręczy mnie wszystko, bodźców jest zbyt wiele
Chciałbym czuć się komfortowo z bezpieczeństwem na czele
Jestem sam i to dołuje, że tak trudno mnie zrozumieć
Mam głowę w chmurach i nie dane jest mi coś umieć
Często zamyślony idę gdzieś na uboczu swoimi ścieżkami
I stawiam pomniki w swym pamiętniku długopisami
Tusz wylewa się na kartki, niczym krew spuszczona
I opisuję to co poczuła moja dusza czymś przesączona 

Uzewnętrznienie

Najpierw trzeba się oduzależnić od wszystkiego
Poczuć wewnętrzną moc wnętrza swojego 
Potem skupionym tylko na sobie
Kiedy moc wszechświata jest w Tobie
Trzeba uzewnętrznić się w swym fachu
Mimo wielkiego w oczach strachu
Kuć żelazo póki mamy w rękach doświadczenie
Trzeba kształtować w tym gorącu zanim ucieknie
Bo ten proces jest niepowtarzalny za każdym razem
Generowany półkulami i twoim mózgu ilorazem
Potem zostaje pustka i chęć snu nieskończonego
Klucz do działania zostaje zastąpiony pytaniem ,,dlaczego?''

piątek, 21 sierpnia 2015

Azyleus

Dziwne światło na niebie jaskrawo granatowego koloru
Ukazało się jak z jakiegoś o kosmitach horroru
A z niego ujawnił swe oblicze demon z innego wymiaru
Był ogromny, było widać mimo niedokonanego pomiaru
Wypełznął z nieba jak z ziemi ukazują się małe robaczki
Pokryty naturalnym pancerzem, a na ramionach czaszki
Z pleców falowały mu człony zakończone kolcami
Z paszczy wylatywała zimna para wypełniona toksynami
Był cały oślizgły, miał zieloną skórę i zęby na dłoniach
Otwory z których sączyła się ślina w krwawych odcieniach
Demon zwał się Azyleus i wyglądał makabrycznie
Miał twarz powykrzywianą i czerwone oczy jak chory psychicznie
Unosząc się nad budynkami zaczął czarować, naprężyły się barki
Brzmiało to jak w różnych melodiach wirowanie wiertarki
I z rąk wypłynął strumień światła, który pół miasta spalił
Ludzi ogarnęła panika a Azyleus dalej promieniami raził
Toksyny zamieniły zwierzęta na zombie odporne na ognie piekielne
Bo to już nie były istoty śmiertelne tylko nieśmiertelne
Na niebie pojawiło się więcej świateł, pół Ziemi już opanował mrok
Bóg się patrzał z kosmosu na to i popadł w odrętwienie i szok
Ze świateł wypełzły dinozaury-mutanty latające
Opanowały naszą planetę, były ich tysiące
Inwazja zombie przejęła drugą część Ziemi aż do cieni
Aż w końcu nastała epoka wody i popękanych kamieni
Bóg patrzał i tego się nie spodziewał i się zastanawiał
Trzeba coś z tym zrobić postanowił, choć się obawiał… 
Wysłał więc na te zgliszcza swojego anioła
Poleciał zataczając po wszechświecie koła
Jego skrzydła promieniały wiekuistym blaskiem
Dotarł, a gałki oczne poodpadały mutantom z trzaskiem
Powykręcane wylatywały ciągnąc za sobą unerwienie
Niczym flaki, po czym te latające stwory porozbijały się o kamienie
Zombie nie wiedziały gdzie mają iść i powpadały do oceanów
Topiąc się i wypełniając wodą aż nabrały kilogramów
Został demon trupioblady, rzucił się na anioła
Wołając: zostaw tę planetę, jej ziemia już jest goła!
Uderzał końcami członów, aż trafił boską istotę
Uśmiechnął się krzywo, myśląc, że już skończył robotę
Ale anioł zwany Astronielem nie dawał za wygraną
Wyciągnął z tyłu z pochwy miecz nie przejmując się raną
Uderzył światłem w Azyleusa, ale ten z rąk rozbłysnął promienie
I rozprzestrzenił się huk, aż zadrżały ziemia i kamienie
Bóg przyglądał się Astronielowi i myśli: co z niego za łamaga
Nie potrafi w pojedynkę pokonać tego demonicznego maga
A dwie potężne moce siłowały się w powietrzu nad ziemią
Anioł czując zbytnio zadane ostrzem bóle, które w nim drzemią
Upadł na ziemie przezwyciężony wielkiej mocy ogromem
Zamknął oczy żegnając się jak Bóg nakazał z niebiańskim domem
Gdzie trafił? Do piekła, bo jego duszę połknął zwycięzca
Wziął do rąk ciało, wyjął serce i rozkwasił na kawałki serca
cdn...


Nie potrafię żyć


Nie potrafię żyć w tym społeczeństwie mając swój świat
Wybucha on we mnie niszcząc wnętrzności jak granat
A o to chodzi bym miał wnętrze i żył w jaskini swojej
I rozumiał intencje myśli które roją się w głowie twojej
A nie rozumiem tej szablonowości i powagi świata
Która każe mi tkwić w jej schematach mając mnie za wariata

czwartek, 20 sierpnia 2015

Kiedy zamkniemy się w sobie...

Kiedy zamkniemy się w sobie kompletnie
I wszystko w tym stanie ciągle w nas więdnie
Trzeba rozkruszyć tę klatkę w której smutki się znalazły
I patrzeć w zwierciadło duszy czy radość odnalazły
Te łańcuchy które spowiły twój język trzeba poluzować
By przeciwności losu, które nami władają pokonać
I całym hałasem to rozkruszyć, zniszczyć, przełamać
Bo jakiegoż to trzeba wysiłku by nauczyć się rozmawiać
Trzeba odważnie wykrzyczeć myśli swoje
Każdą po kolei jak wystrzeliwane naboje
Tylko wtenczas ożywi się w nas percepcja
Oto dla was ode mnie jest ważna lekcja

środa, 12 sierpnia 2015

Ja i reszta wszechświata

Ja i reszta wszechświata to się ze sobą nie brata
Myśl jak armata przeniosła Cię do innego świata
Skądkolwiek jesteś mamy dwudziesty pierwszy wiek
Kiedy ,,Ja” to człowiek, który patrzy z otwartych powiek
Ale nie widzi co się dzieje Jest w Matrixie gdzie diabeł szaleje
Wprowadza ustawy, zabiera mające wartość pieniądze i się śmieje
Wszystko jest symbolem zawierającym schemat
I do niego się dostosowujemy, jest to jak emblemat
Ktoś stworzył świat zewnętrzny, który w nas się roi
A umysł na poważnie się w sobie dwoi
Widzi wszechświat i modyfikacje - świat zewnętrzny
Uzależnił się od iluzji i świata który jest wieczny
Całe prawo to kłamstwo, które ma nas oswoić
Byśmy żyli tak nienormalnie by się niepokoić
Że coś jest nie tak mimo to żyjemy nieświadomie
Podlegając hierarchii, choć my to władcy w koronie
Bo mamy swój dom, swoje królestwo-jaskinie
Tylko czy jest nasza rzeczywiście czy nie?
Odczytujemy świat według przepisów  prawa
Diabeł patrzy się dziko i mówi: ale zabawa ! 
Dlaczego nie jesteśmy po prostu wszechświatem ? 
Gdzie człowiek dla zwierzęcia jest bratem ? 
Przecież odczytujemy wszystko jako dobre i nie na planecie 
Mamy naturalne prawo, które jest we wszechświecie 
W tym zatłoczonym mieście pełnym ludzkich spraw
Jesteś jednym z ludzi, pełnym problemów i obaw
Spójrz na te obszary roślinności gdzie biały króliczek
Biegnij za nim tam gdzie pełno jest uliczek
On ucieka jednak doprowadzi Cię do świadomości
Gdzie Ty i wszechświat stanie się jednym pełnym miłości

Cały czas w domu...

Co to za życie siedzieć w domu całymi dniami
Patrzę się na muchę która lata między pokojami
Nie chce mi się żyć, pokładam się na wersalce
Wiruje mi w głowie od wysokiej temperatury jak w pralce
Nie radzę sobie z tym wszystkim, nie radzę ze sobą
Mam skoki ciśnienia, owładnięty zmęczenia chorobą
Nie chce mi się nic, zazdroszczę tym co potrafią żyć
Ja umiem jak roślina wzrastać by upaść i się ukryć
By rozstąpiła się ziemia, zabrała mnie i marzenia
Szukam sensu istnienia, bo rozpadł się jak ułamki z kamienia
Na nowo potrzebuję czegoś z czym będę czuł się wyjątkowo
By stało się nawykiem, by serce zabłysło kolorowo

niedziela, 2 sierpnia 2015

Pod ratuszem


Siedzę sobie obok ratusza, rozprzestrzenia się muzyka
Grana na scenie przez skrzypka, a na przeciwko publika
Grzeje słońce moje lica, w ich promieniach ciało się poci
Ten blask mnie rozświetla i złoci
Przyszedłem tu bo byłem tego ciekawy
I nie żałuję zbytnio choć nie zdawałem sobie sprawy
Wiedziałem że coś będzie tutaj grane
Choć te dźwięki nie są mi znane
To nawet mi się podobają kiedy słucham
Więc siedzę zrelaksowany i do niczego się nie zmuszam 
W pewnym momencie ta muzyka zaczęła mnie dołować
Nie mogłem tego tolerować więc przestałem się nią interesować
I poszedłem w kierunku domu
Nie mogąc znieść tego hałasu ogromu

Z mojej ewangelii cz.3 Ku introwertyczce

Jeżeli milczę, Ty też milcz, albowiem nie wymagam niczego nad milczenie
Wystarczy zaufanie i świadomość miłości - jej wewnętrzne istnienie
A gdy upadnę na kolana będąc w rozsypce potrzebując pomocy
Nakarmisz mnie, przytulisz mocno i przyniesiesz kilka ciepłych kocy
Gdy wstanę pozwól wyruszyć mi w drogę moim subiektywnym planem
Bo to ja jestem nauczycielem swego życia oraz mego losu panem
I tylko czasem chcę pocieszenia i prawdy, która mnie uzdrowi
Bo nieraz się załamię, a wtenczas bądźmy miłosierni, a nie surowi
Podaj mi rękę zanim się poślizgnę nad przepaścią się trzymając
Nie chcę upaść, by czuć rozpacz, w tej zamkniętej otchłani trwając
Bo osoba święta może wejść do piekła i wydostać się szczęśliwa
Jeżeli umysłem z Bogiem będzie czuwać wytrwała i żywa
Bo piekło jest pod niebem, ale też obok nieba - całe otoczone
Jest to proces sprzeciwienia, którego istnienie może zostać naprawione
Wystarczy, że na każdym horyzoncie zło każdy odepchnie
I ożywi w sobie miłosierdzie i dobro, a cały system zła legnie
To nas pochłania całkowicie hipnotyzując nasze umysły
Kreując niewłaściwe postrzeganie byśmy mieli takie, a nie inne wymysły
Nie doświadczaj przestrzeni - kontaktuj się z nią, bo jest na niższej częstotliwości
Patrz tylko poprzez doświadczenie umysłu z duszą, by oczom nadać trzeźwości
Daleko od wpływu świata poprzez medytacje, by widzieć prawdę, a nie zakłamanie
Ćwicz cierpliwość i w ciszy niezakłóconej rób swoje wiedząc iż nic Ci się nie stanie
Jesteś dobra i bardzo inteligentna, lecz nie wykorzystujesz potencjału
Też świat Cię niszczy, bo jest totalitarny - zaciąga do ułudy i banału
Patrz umysłem i czyń dokładnie tak jak intuicyjnie ci on w głębi nakazuje
Strzeż się kiedy zmysłowość Tobą manipuluje
Nie sugeruj się tym co zewnętrzne, a równoważona kontaktuj się z podobnymi, by nie narzekać
Gdy jest źle lub nudno lepiej zamknąć oczy, pooddychać medytując i przeczekać
Nieszczęście jest w Tobie, bo chcesz być dla świata, a ten nie jest dla Ciebie, ani dla mnie
Musisz utrzymywać w równowadze tą niezwykłość, by nie czuć się marnie
Wyrażać indywidualny sprzeciw w głębi swego niezwykłego istnienia
I w milczeniu się buntować, by nie działać wbrew sobie, by nie tłumić pragnienia
Jakim wypełniona jest Twa osoba, by zacząć żyć tutaj normalnie
Wszystko się da, zrób jak uważasz, nie umrzesz, a poczujesz ulgę - totalnie
Jesteś tym kim ja, dlatego bardzo chcę, byś skupiała w sobie inteligencję, by móc się ożywić
Musisz bardzo tego chcieć! I z perspektywy umysłu zawsze tak czynić
Dobrze dla Ciebie, nie wchodząc w wewnętrzne konflikty - zło wyczuwać i odpychać
I cieszyć się tym, iż nie musisz tą pleśnią świata oddychać
Bo cały świat jest zły, a tylko w nas tli się nadzieja dobroci
Umysł musi zawsze trzeźwo patrzeć oczami, niechaj od zła Cię wyswobodzi- by być pełną miłości
Stań się w wewnętrznym uczuciu niewinną, cichą, spokojną, ale znającą swą naturę
Byś mogła nie zagłębiać się całą inteligencją w świat, a tworzyć nową kulturę!
Gdyż z tą skazą, którą żyjesz, na którą ciągle się powołujesz
Będziesz trucizną dla każdego, będziesz powtarzać, że źle się czujesz
W rozpaczy nie będzie Ci się układać, bo zły ciąg logiczno-myślowy
To mają być myśli twoje z subiektywizmu, wtedy umysł będzie czysty i zdrowy
Bądź łodzią, która płynąc pod okupacją oświeca wnętrze- swą załogę
By się rozświetliło świadomością doglądając prawdy nawet patrząc w podłogę
Będziesz wiedzieć i czuć w umyśle, nasza przyszłość to nasze przekonania - nic co narzucone
Jesteśmy zupełnie nowym gatunkiem - niechaj będzie to przez Ciebie uwzględnione
Musisz wywalczyć sobie takie podejście, jakie byś chciała środowisko
A wtedy zaczniesz pojmować głębiej świat i będziesz prawdy już blisko...
(Jako doświadczenie)


sobota, 1 sierpnia 2015

Z mojej ewangelii cz.2

Bądź państwem! Oto twój umysł.
Trzymaj się Boga w dystansie od ludzi
Ocean świadomości skoncentrowany w umyśle
Kiedy między światłem, a ciemnością
Będąc wolnym, wybieramy wciąż światłość
To co dobre z mocą dobra napędza ku dobru
Miej mur i otwieraj się skupiony na Bogu
Bo tylko On zna twoje potrzeby
Niechaj nikt tej więzi nie zakłóci! Uciekaj!
Bo twój umysł runie tracąc równowagę
Trwaj przy Bogu wyglądając światłości
Nawet jakbyś miał cały dzień milczeć
A przejdziesz opór i niedogodności
Które chcą Cię pochłonąć swą ciemnością
A pochłania ona w sposób niewinny nieświadomie
Trwaj w prawdzie, inni będą przeżywać klęski
Umysł jest anteną podłączoną do oceanu świadomości
Prawda jest tylko jedna-Bóg, nie odnajdziesz jej
Sami jesteśmy nikim- sami ze swymi problemami
Ale z kimś stajemy się wartościowi
Odnajdźmy światłość Boga w bliskim
Sami jak pustka zanurzona w problemach
Nad którą same niedogodności, a z kimś...
Jak rozpalający się namiętnością ogień
Który wszystkie problemy trawi
I gdy straciłeś choć wiarę na chwilę
Wyjdź w środowisko naturalne i wróć tu
A ujrzysz różnice, kiedy orzeźwi się postrzeganie
Bóg czuwa i natchnie w każdej wątpliwości
Wystarczy samotność - pokorna wędrówka ku światłości
A kiedy spoglądając w siebie zrozumiesz swój umysł
Rzekniesz: Jam jest światłością poszukującą światłości
By nad nimi czuwać i wymieniać się energią
A interakcją synchronizować w jedną częstotliwość
Przebijam się przez ciemności tworząc pajęczyny porozumień
Między umysłami mocą duszy od Boga pochodzącej
A ów ciemność chce pochłonąć rdzenie świadomości
Czym dalej brnę jako światło w przestrzeni tym dalej od rdzenia jestem
Dlatego tak ważne jest subiektywne stymulowanie dialogu między umysłem, a Bogiem
Żeby poczuć wytchnienie od wszystkiego co zewnątrz zajmuje i uzależnia zmysły
Odpoczywam, by umysł mógł skoncentrować energie życia
I się rozświetlić, a promienie z niego nie uciekać
Nasze czakry - skupiska energii muszą być w nas
Nie pozwólmy, by pochłaniała je ciemność połykając umysły
Bo ulegniemy złu, staniemy się przedmiotem zmysłowej manipulacji
Naszą energię życiową napędza umysł - rdzeń świętości
Bóg nie chce, bym był niewolnikiem niewłaściwego pana
Bóg chce dla mnie tylko dobra i żebym ja był dobry
Jam ważniejszy jest od ciemności Egipskich
W których ludzie tworzą zajmujący chaos
Ciemności wskrzeszone są i wchłaniają nas dziś
A gdy cię ograniczy, bo pochłonie i pokieruje
To wyjdź w środowisko naturalne- porozmawiaj z Bogiem, wyżal się
I wróć, by mieć trzeźwy ogląd
Bądź sobą, niechaj opuszczą cię złudzenia
A twój wzrok będzie poważny i spokojny
Nie roztargniony przez zmysły i emocje
Aby Bóg mógł z łatwością przez ciebie przemawiać
Bo wszyscy jesteśmy Jego pracownikami
Trzymaj się jednostek twojego gatunku
Bo razem tworzycie nową częstotliwość - inną rzeczywistość
Będąc dla siebie domem i drogą , prawdą i świętością
Pamiętajcie, że to Bóg jest ponad wszystko
Mądrzy i dobrzy - natchnieni, świadomi Boga, którzy tworzą prawo
Oni będą przewodnikami między Bogiem, a domem
To co prawdziwe i wartościowe będzie wieczne
Bo odkrywcze, właściwe i zgodne z naturą naszą
A reszta będzie przyglądającym się chaosem
Który machnie ręką mówiąc: Doprawdy nadzwyczajne
I pójdzie spać nie zastanawiając się czy cud nie cud
Mając na względzie, że Bóg nie istnieje...

Z mojej ewangelii cz.1

Nie obchodzi mnie rzeczywistość, bo przyroda jest nieśmiertelna i samowystarczalna
Muszę jak zwierzęta dążyć do wolności, żeby ma istota była samozapalna
A wewnętrzny ogień nakarmił umysł, by móc okazywać ludziom miłosierdzie
I kreować swój świat - nieważne gdzie, ale będąc jak Bóg wszędzie
Czy mnie zabiorą? Nie, bo jestem w zupełności Jemu wierny
Ponad prostactwo i próżną bezsensowność jaką dysponuje świat przyziemny
Każda sytuacja wyzwaniem i doświadczeniem na przyszłość
Nie zginę, gdyż moja mądrość mnie uchowuje, by mieć czystość
Kędy jestem zagubiony to dlatego, iż me wnętrze nie gada z umysłem
I można rzec iż byłem chmurą w powietrzu i na ziemi prysłem
Rozlewając się w nędzy, ale z wiarą, że powrócę ponad szczyty
Ujrzę znów kolory, a świat nie będzie w oczach rozmyty
Nie potrzebne mi żadne bogactwa, by upiększyć to co konserwowane
Chcę tylko kartkę i długopis oraz osoby przez Boga wybrane
By pojawiły się w mym życiu i poszły ze mną w miejsca niewiadome
Gdzie nasze ciała i dusze z hipnozy będą na zawsze wyzwolone



czwartek, 30 lipca 2015

Jedyne, co dobrze wychodzi


Znalazłem się w towarzystwie do którego się nie przypasowałem
To jest moje przekleństwo - choć wiele razy próbowałem
Porozumieć się z ludźmi wychodziło to na marne
Jedyne co dobrze wychodzi, co u mnie jest normalne
To załatwianie spraw, współpraca przy określonym celu
Niechaj to będzie bóstwo, które pochłonie wielu
By zabłysło dla świata jako wybitne dzieło
Trzeba tylko zadbać, by w dobrym kierunku się rozwinęło
Powinienem się wyspać, by zregenerować umysł
Chciałbym promieniować blaskiem orzeźwiając każdy zmysł
Oto żywy ja, który obrał właściwy kierunek
Choć musi być spełniony do tego jeden warunek
By być natchniętym potrzebuję się wyciszyć w samotności
Ci ludzie, z którymi idzie mi żyć są otumanieni przez możliwości
Dlatego odsuwam się od nich generując własne promienie
Bo człowiek nieraz jest pochodnią, a czasem to więzienie
A najczęściej jedno i drugie, bo nie wypada odchodzić
Albo żadne z tych, jedynie to tylko ciemnością poczynają zwodzić
Co ogłupia, powoduje zanik wartości siebie
A my przecież mamy swój dom - jesteśmy królami we własnym niebie
A że często jasność zanika i zostaje mrok to już nasza zależność
Dlatego dbajmy o generowanie światła, bo zostanie ciemność
A to już jest sprawa naszego temperamentu
Od tego jakiego rodzaju w naszej głowie używamy sprzętu
Ekstrawertycy generują siły z innymi rozmawiając
A Ci drudzy z dala od ludzi w siebie się wczuwając
W wyciszeniu odnajdując własne ja- wnętrze
I sercem kierują się wrażliwcy, wśród natury na wietrze
Zostawiają ślad, kiedy ekstrawertyzm chaos tworzy
I ten hałas jest wszędzie, a dzięki introwertykom materia się mnoży 
Są jeszcze ambiwertycy czyli po środku skrajności
Oni trochę tu i trochę tam wedle własnych możliwości 

piątek, 24 lipca 2015

W nocy w poszukiwaniu Edenu


Jest noc i myślę gdzie ludzie się dobrze bawią
Bo chcę jak oni, moje oczy patrzą i się ciekawią
Nie ma tu nikogo, Gazeta przeciera się przez uliczki
Podmuch wiatru rwie liście drzew i próbuje drzwiczki
Szukam, bo mam dosyć tej monotonii, którą widzę codziennie
Picie alkoholu, dyskusje, oglądanie telewizji i tak naprzemiennie
Mam ochotę pobiec gdzieś daleko, gdzie na końcu na mnie czeka
Kraina obfitująca w owoce, kraina miodu i mleka!
Chcę położyć się i zapomnieć na chwilę jak mnisi klasztorów 
Poczuć dreszcz jak w trakcie oglądania horrorów
Ale dreszcz zachwytu, bez smrodu papierosów i hałasu samochodów
Mam ochotę wkraść się gdzieś niedaleko do magicznych ogrodów
Poczuć moc jaka tkwi w tańcu radości życia na ziemi
Odnaleźć ten taniec w sobie jak po zażyciu pobudzającej chemii
Biegnę przed siebie, widzę wałęsających się gdzieniegdzie ludzi
Ale idą w tym mroku i żaden żar się w nich nie budzi
Lampy przy ulicy świecą się, ale poruszających się cieni mało
I ta garstka idzie w swojej szarości jakby nic się nie działo
Droga do kasy w monopolowym o tej godzinie oblężona
Inne sklepy są pozamykane, bo doba już jest zakończona
Szukam kolorów, chcę się bawić jak na Olimpie bogowie
By później wstawić zdjęcia na Facebooka niech każdy się dowie
Idę przed siebie po tym bezludziu, gdzie uliczki są opuszczone
I nagle zza rogu budynków, które były łańcuchem połączone
Wyłania się ratusz i na przeciwko niego dyskoteka
Przed nią rozstawione stoły, tu jakoś szybciej czas ucieka
Krzesła a na nich młodzież i brak wolnego miejsca
Dotarłem gdzieś , do tego miasta serca
Gdzie pod parasolkami, pod gołym niebem
Siedzą i piją mleko i miód i rozkoszują się świeżym chlebem