Aktualnie Polecany Post

Wolność jest uczciwa - wolność to prawo Uniwersum

Dlaczego nie ma miejsc dla ludzi o otwartych umysłach? Gdzie na nowo weryfikowalibyśmy się w swych pomysłach Jest za to dużo miejsc dla...

niedziela, 27 września 2015

Czarnoksiężnik

Lewituje nad ziemią ubrany w czarną pelerynę
Żyje tylko po to by realizować swą doktrynę
Z oczu wznosi się para przez otwory maski metalowej 
Zmierza do swej czarnej wieży po krainie kolorowej 
Trzyma w dłoni jakby laskę zakończoną metalowo 
Oczy jaśnieją blaskiem na różowo fioletowo 
Tańczy wiatrem peleryna z nim pod rękę
I drzewa szumią mu oto taką piosenkę:
Pędź czarnoksiężniku, pędź do swej nory
Twojej wieży którą pilnują golemy i potwory 
Spuść nam deszcz na głowy, byśmy były podlane 
Nasze życie wegetacją, nasze życie jest zjebane 
Chcemy być jak Enty, których życiem jest wędrówka
Za Ciebie wodę wypijemy i życzymy zdrówka! 
A więc leciał przez krainę pełną różnych skrajności 
Smutek dopadł drzewa mimo ich wiecznej cierpliwości 
Czarnoksiężnik król zatrzymał wiatr poruszył lasy
I liście wciąż śpiewały, a korzenie wybijać zaczęły basy 
Był już przy swej wieży gdzie różne żywioły
Zaklęte były w kamienie jakby w nich oczodoły 
A tam błysk i latały odłamy nad szczytem
Który przecierał chmury z dumą i zachwytem 
I ciemność pokrywała okolice, wybijały pioruny 
Była burza a napięcia rzeźbiły latające runy 
Te kamienie miały możliwość żywiołów ożywiania 
Panowały nad pogodą, służyły do roślin podlewania
Pewnego razu przechodził demon straszliwy 
Był mroczny w obliczu jakby nieżywy
Ale oczy miał żywsze niż otchłań pełna smutku 
Gdzie ludzie pracują aż do śmierci w przekonaniu że do skutku
Pokonał golemy, te kamienne masy 
Uleciały z nich dusze w podziemne hałasy
Gdzie słychać błagania przez popełnione grzechy 
A w niebie życie tam w kosmosie i słychać ciągłe śmiechy 
Władca swej wieży stanął na wysokości zadania 
Zniszczył mózg demona i na sznur bez pytania 
Powiesił nad przepaścią gdzie króla potwory 
Między siebie rozszarpały ciało, została tylko głowa a pod oczami wory 
Nad czupryną zaczął ulatywać smród i przyleciały muchy
Głupi demon chciał być wielki teraz nikt nie czuje skruchy 
Bo kto pokona ów potężnego czarnoksiężnika 
I zdobędzie jego trzecie oko spod maski samotnika
Ten posiądzie moc i bogactwa natury 
Nie jakieś pieniądze chorej kultury …

Żebrak miłości

Chodzi po świecie, szuka codziennie i prosi
Cały swój ból kryje pod maską radości i go znosi
Był zakochany, ale został na bok odtrącony
W imię zysku który zapewnił jej chłopak do niej zwrócony
Tułał się po planecie w smutku i tęsknocie
Myślał tylko o miłości, a nie o banknotów kwocie 
Szukał, zakochał się, ale został zdradzony
Tkwiąc głęboko w jej sercu z niego wyrzucony
Płakał nędzarz, ale łzy ocierał pięściami
Którymi uderzał łóżko rozmyślając nad wspomnieniami
Chodził po klubach, zauroczył się w pewnej piękności
Myślał już, że to ta jedyna, grzało się uczucie miłości
Ale potem zobaczył ją jak tuli się ze swym chłopakiem
Wyobraźcie sobie jakim był człowieka wrakiem
Poznał znowu pewną dziewczynę, bratnią duszyczkę
Zaczął ją nawet traktować jak swą siostrzyczkę
Ale napisała mu przez internet że ma chłopaka
A potem się już nie odzywała do tego miłości żebraka
On chciał tylko się wtulać, poczuć to ciepło
Zapomnieć na chwile, że na Ziemi jest piekło
Jednak żebrał dalej nie dostał złamanego serca nawet
I patrzał się na gwiazdy zastanawiając się ile tam jest planet
Czy któraś ma życie tak jak dla niego miłości potrzeba
Nie wie czy istnieje tam życie ale wznosi ręce do nieba
I jeżeli istnieje taka niewiadoma to tutaj też być może
Cuda się zdarzają, lecz zazwyczaj nikt w niedoli nie pomoże…

piątek, 25 września 2015

Wiedźma antyalkoholowa

Okrutna wiedźma nazywana jędzą się obudziła 
Znowu o ofiarach swoich czynów w nocy śniła 
Choć nie wiadomo, może to był sen na jawie
I wyszła w nocy z mieszkania, by wczuć się w zabawie
O nóż kuchenny w ręce przecierały się włosy brązowe 
Choć oczy były nieświadome to świeciły jak nowe
Szła w nocy po przedmieściach aż w parku się znalazła 
I nie wiadomo czemu, ale na drzewo wlazła 
Niczym jaszczurka i wśród liści się schowała 
Aż z góry była ledwo widoczna w tych cieniach i mała 
Choć latarnie świeciły, niby bezpiecznie tutaj było
Pojawił się tutaj pewien pan, troszkę mu się wypiło
Koordynacja ruchowa już nie ta jak z rana 
Jednym słowem jego morda była ,,pijana''
Przechodził przez ścieżkę obok tego drzewa
Na którym spała wiedźma i ten facet ubolewa
- Zostawiła mnie! Jak mogła to zrobić!? 
Chętnie bym znalazł tego typa, by go pobić! 
I tak krzyczał do siebie smutny mężczyzna 
A z drzew sączyła się dusząca woń - zgnilizna 
To zapach unoszący się z poprzednich nocy 
Pochowane tam były zwłoki, którym nie udzielono pomocy 
Nagle z góry rzuciła się jędza przeraźliwa 
Rozdrażnił ją unoszący się zapach wódki i piwa 
Zadźgała faceta, choć krzyczał aż do nieba 
Nikt nie wzruszył się tym że pomóc mu trzeba 
Wszyscy dalej śpią, smacznie poklepując ustami 
Przecież jest noc nad naszymi głowami …

środa, 23 września 2015

Dla pewnej Muzy

Załapałem nić porozumienia, przyszło to nadzwyczajnie 
Sens z Pustki wyzwolił się piętrzony logiką idealnie 
Bratnia dusza? Chyba znam definicję tego z doświadczenia 
To jest coś niezwykłego, milczenie i umiejętność mówienia 
Moja świadomość w tej atmosferze zrozumienia 
Rozkwita w sens teraźniejszości, plącze pajęczynę istnienia 
Która utrzymywać zaczęła moje życie w dobrym nastroju 
Nastraja pozytywnie jakby dla wewnętrznego spokoju 
I mógłbym… mógłbym… tyle ale dalej przejdźmy delikatnie
Bo nie lubię być nachalny bo boję się że zepsuję to totalnie 
Twoje miny, przez każdą czuję smak radości 
I nie wiem czy to zauroczenie czy uczucie …
Rozmył się obraz kiedy dowiedziałem się niestety 
Od mego obiektu westchnień - tej pięknej kobiety 
Że ma chłopaka, wystarczyło mi wiedzieć tyle 
By osłabnąć na chwilę i wyobrażać sobie wlewające promile 
To tak nie miało być, czuję smutek i rozczarowanie 
Mógłbym napisać jej milion wierszy ale na nic me staranie 
Zamykam oczy, czuję nostalgię, chcę się wtulić 
Tak jak się żegnaliśmy tak objąć ją - przytulić 
Ale należy do kogoś innego i stanowczo odmawia 
I czuję ból jak doskwiera, wielki ból mi to sprawia …
Pytałaś czy jestem zły czy coś takiego 
Chyba nie wiem poza smutkiem teraz nie rozumiem już niczego 
Dalej chce z Tobą pisać, myślę że to nam pozostało 
A gdy spotkam Cię dojdę do wniosku - tak być musiało …

poniedziałek, 21 września 2015

Sam na sam

Chodź pospacerujemy ten ostatni raz po planecie
Mimo że jestem zamknięty w swym świecie
Chce otworzyć to co zapisane jest we mnie 
Niech to stanie się rzeczywistością-moje pragnienie
Bo w życiu chodzi o to by spędzić je efektownie
A nie imprezować i być nietrzeźwym codziennie 
Uspokajam się i znów buduję mur który mnie otoczy
A świadomość się wzniesie i z przeznaczeniem zjednoczy
Na dworze jest ponuro, ale powietrze ziębi swymi podmuchami
Idealnie rześkie do wdychania, rozkoszuję się tymi falami
Jestem samotnikiem który milczy i działa tworząc cele
Dlatego ciężko odnajduję się na imprezach gdy ludzi jest tak wiele 
Jak się skupić na tym co rzeczywiście właściwe?
Moje oczy przesiąka schiza, stają się zdezorientowane i żywe
A w samotności wciąż staram się odnajdywać
Jest to dla mnie tak ważne jak potrzeba by oddychać
Introwertyzm wskazuje jaka jest moja natura
Być gdzieś na uboczu, bo ludzie to dyskomfort i tortura 
Lubie czuć wolność, czyli stan bez presji 
Świadomość że muszę doprowadza do depresji
Wolę ukierunkować ją w nieznane bez ludzi i ich narzekania
Bo oni ograniczają do dyskomfortu i z męką zmagania

niedziela, 20 września 2015

Erotyk

Ślina cieknie z buzi, która jest otwarta ze zdziwienia
Przecieram oczy zastanawiając się czy to sen czy moje urojenia 
Twoje ciało takie piękne, kształty mi się podobają 
Chciałbym tak patrzeć w Twoje oczy i widzieć jak mi się oddają 
Przyćmione Twe spojrzenie, co rusz mrugają powieki
Moje serce bije mocniej, jakbym wziął alkohol i leki
Jesteś tak zgrabna, że mam ochotę Cię podotykać
Złapać Twoją nogę i jednocześnie z Twym wzrokiem się spotykać
Poczuć delikatność wraz z namiętnością 
I wyobrażać sobie skrycie jak oddajesz mi się z miłością
Zatańcz dla mnie, chcę patrzeć na Twój tyłeczek
Bądź moją gwiazdką, nie ma od Ciebie ostrzejszych laleczek
Twój uśmiech powoduje w moich oczach i sercu radość
A gdy zainteresuje Cię ktoś inny czuję niepohamowaną zazdrość
Zatańczmy razem się rozbierając i rzucając za siebie rzeczy
Weźmy butelki wody i wylejmy na siebie litry cieczy
Nie liczę na tani seks, chcę poczuć się baśniowo
W blasku słońca, aż powstałaby tęcza i było kolorowo
Przytulmy gołe ciała i śmiejmy się głośno i wesoło
Chcę swoim czołem dotknąć Twoje mokre czoło
Patrząc wciąż sobie w oczy, bądź mym ukojeniem
Bo wybrałem Cię, z marzenia stałaś się pragnieniem 
Twoje piersi są czymś co chciałbym mieć dla siebie
I tak wtulając się trzymałbym Twe pośladki czując się jak w niebie 

Po żelkach

Kręci mi się w głowie, deptam po dywanie z larw
Blask emocji rozmył się, nie widzę dzisiaj barw 
Liczę talię kart z której wyjdą potwory
Yu gi oh w wersji gęsia skórka czy inne horrory 
Nakłuwać na mikrofon będę walające się ciała w przestrzeni
Po amfetaminie w oczach gimby będą mówić że im się mieni
Zanim nie wypadną im gałki z oczodołów 
Powiększą się źrenice im po zobaczeniu potworów
I będą uderzać o ściany tryskając w rytm membrany
Rzuci się na mnie każdy kto nie będzie podpity lub naćpany 
A ja tą fikcję będę śpiewał nie dla szatana a artystów
By po słuchaniu tego odchodzili od zmysłów 
Odchodzę w sen widzę odrapane ściany psychiatryka 
Coś mi w kościach strzyka i każda z myśli umyka
Źrenice zmieniają kolory jak kameleon, mienią się tęczowo
Świat przybiera barw, w szpitalu każdy się śmieje, jest kolorowo
Za rozbitym oknem świeci słońce, tańczą upiory
Rozdrapują się wzajemnie, każdy z nich jest chory 
Pisk wesoły co rusz z pomieszczenia ulatuje 
Każdy z obecnych tu się dzisiaj dobrze czuje
Nagle przychodzi personel, zapina w pasy roztańczonych 
Zastrzyki w ramiona, gasną światła w oczach, cisza zastraszonych 
Budzę się ze snu, to były nie larwy a kafelki
Odpakowuję następną paczkę by odpłynąć - dobre te żelki…

środa, 16 września 2015

Przygotowanie przed uzewnętrznieniem

Przed uzewnętrznieniem warto się przygotować
By swoją osobę w sposób subtelny wypromować
Najpierw trzy herbaty dla rozgrzania organizmu naszego
I trening dla orzeźwienia i wypocenia brudu toksycznego 
Dwie czekolady, by ożywić umysł i serce wyczerpane
Popić kolejnymi herbatami, by znowu ciało było nagrzane
Prysznic tu uwzględnić wraz z mydłem i wyszorowaniem
I umyć głowę wodą i szamponem rękoma jakby obchodziło się z praniem
By ożywić swą aurę i poczuć się czystym, a nie przybrudzonym
Bo smród nie jest dla organizmu czymś dobrym i zdrowym
A później dojadać co rusz czekoladę pepsi popijając
I napić się również Kubusia czekolady cały czas dodając
I teraz nasze oczy jak znicze będą świecić dzień cały
No i w nocy również pełne energii nie będą się zamykały 

wtorek, 15 września 2015

Mama o sprzątaniu

Trzeba uciekać nie pokazywać się na oczy 
Bo to lew okrutny po domu dzisiaj kroczy …

Kiedy mama Twa jest bardzo zdenerwowana 
Bo nieodkurzony dom i śmieci sypią się z rana 
Lepiej nie wchodzić jej w drogę, bo jest niczym zwierzyna 
Lwica okrutna, wejdziesz w drogę to jazdy robić zaczyna
Lepiej wyjść z nory w inne rejony pięknego miasta
Gdzie nie czai się zło, a ugoszczą Cię kawałkiem ciasta
Dobrze jest puścić usypiającą muzykę by uśpić okrucieństwo 
Nim podłość weźmie górę i zamieni się w szaleństwo 
Lepiej nie mieć podrapanej twarzy przez pazury
Choć mózg już zgwałcony przez psychiczne tortury 
Lwica ma problem, skończy się, gdy obowiązki będą wykonane
Tylko dlaczego od tak…od razu to zrobić jest od niej wymagane 
Nie jesteśmy robotami a ludźmi i nie działamy na przycisk
Każdy ma swój poziom energii, z trudem znosimy taki wycisk
Moc ucieka, zachłanność do życia zanika w nieznane
Nasze temperamenty i sposoby na życie nie są uszanowane
Nie mów że nygus! Skoro znasz mnie doskonale
Droga mamo taki już jestem i tak się zachowuję stale 
Nie akceptujesz to nie mój problem tylko Twój
I niech zacznie się spokój kończąc umysłu podbój 

Aktualnie - refleksja

Staram się jak pokemon ewoluować tylko że świadomością
Mając głowę w chmurach chciałbym lewitować nad pozostałością
A wyglądam jak trup podobno przez brak witamin w sobie
I nie wiem czy żyję w Kaliszu czy w stanie w swojej głowie
Chce by światło się niosło z mego serca i z duszy aura jak u Jezusa
A jedyne co dziś widzę to groźnie patrzące oblicze Zeusa
Wciąż gonie i czym bardziej się staram tym większe fatum mnie oplata
Ciąży nade mną chmura a z niej rozczarowania i strata

środa, 9 września 2015

Samotność w codzienności

Nie wiem jakie macie przeświadczenie o mnie
Ale patrzę na ten świat samotnie, nieprzytomnie 
Staram się być dumny, żyć spokojnie 
Samotność w swe czeluści pożera mnie 
Odpalam swą pochodnię i myślę o tym co będzie 
Bo mrok moimi oczami jest wszędzie 
Chce mi się spać ciągle gdy nie ma z kim pogadać
Gdy żyję w niezrozumieniu i muszę się zmagać 
Z samotnością, choć staram się odnosić z miłością
Do świata to ten patrzy na mnie z oschłością 
Nie jak na brata a raczej kogoś wyklętego
Zamykam się w sobie i mam dosyć tego

List do M

Nawet nie pytałem czy przepadasz w ogóle za wierszami
Chciałbym pomalować Tym Twój świat jak pastelami
By stał się kolorowy pomimo że jest szary i chory
System edukacji jest niczym z Hogwardu dementory
Nie jestem dobry w gadce w cztery oczy z ludźmi otwartymi
Bo introwertycy wolą pisać i pracować za drzwiami zamkniętymi
W samotności, więc ciężko mi było towarzystwa Ci dotrzymać
I wyszedłem na głupka jednak nie chciałem tak przegrywać
Choć może w Twoich oczach tak to wyglądać
To i tak mam wielką ochotę się Tobie przyglądać

Coś o miłości

Jesteś najpiękniejszym kwiatem pośród wszystkiego
I byłem głupcem, że odleciałaś w ramiona innego
Taka miłość jak ta już nigdy się nie powtórzy jak baśnie 
Tylko że ja nadal Cię kocham i to uczucie nie gaśnie 
Nie zabiłem Cię, chciałem byś spokojnie rozkwitała
Tak jak uważasz za słuszne nawet jeżeliś się innemu oddała 
Jesteś Tą na którą mogę czekać aż do śmierci
Chciałbym z Tobą być jednak Tobie brakuje chęci
Ze łzami w oczach mógłbym patrzeć w Twoje oczy
Jak nasze bicie serc w jedno tempo się jednoczy
I wiedziałbym że Twój uśmiech jest dla mnie jedyny 
Wszystko bym zrobił żeby zmienić wtedy swoje czyny
A zamknąłem Cię nieświadomie w klatce mej miłości 
I dla Ciebie to był koszmar, który nie miał mieć przyszłości 
Wyrzuciłaś mnie z serca, a ja chciałbym do niego powrócić
Trafić tam, gdzie było moje miejsce, by przy Tobie się budzić 
Oddałbym Ci swe serce nie dostając złamanego grosza
Wszystko bym oddał nawet gdybym miał dostać kosza 
Bo jesteś tego, albo raczej jeszcze więcej warta
I każdy kto Cię miał dla siebie ma jebanego farta 
Wyczytuję z Twojej twarzy że nie chcesz z tym żywiołem się zmagać
Kiedy ja bym chciał w cztery oczy szczerze jak kiedyś pogadać
Trzymasz mnie na dystans - zbywasz jak kogoś kogo się brzydzisz
W głębi Twoich oczu zauważyłem że mnie nienawidzisz
Ale w postaci obojętności i ignorancji co jest przemocy rodzajem
Zdąrzyłem się już dawno porzegnać z tworzonym przez nas rajem
Zerwałaś jabłko, zjadłaś, pociąga Cię wszystko co wygląda
Masz swój ideał, który miałby przypominać Jeamsa Bonda
Nawet nie umiesz być szczera, nie rozumiesz że ja jestem rozumny
Zrozumiałem dawno swoje błędy i wady, dziś jestem spokojny i dumny
Chciałbym byś wtargnęła do mojego świata jak dawno temu
Ale Ty widzisz w tym jakieś ziarno rozkwitającego problemu...

(Od Autora: Jak co to jest tylko przewartościowana twórczość, która miała wzbudzać emocje, żadne złe słowo nigdy nie zamieniło się z moją ingerencją w czyn. Mnie też zawsze przerażało co tu napisałem. Wiersz był szczery, zawsze starałem się wyjawiać potencjał umysłu człowieka, jednakże w ten sposób jaki się możecie domyślać nigdy nie zamierzałem i nie zamierzam go wykorzystywać, bo jestem świadom konsekwencji psychicznych i prawnych.)
,,Nawet nie zapytasz mnie o zdanie a co jeżeli pewnego dnia
Zabawie się w Breiwika wyrywając się z jebanego cienia
Niepoprawny romantyk stanie się gorzkim draniem
Zajmując się po cichu wściekle Twoich kości łamaniem
Co jeżeli ta ignorancja zrobi ze mnie chcącego zemsty potwora
I wyciągnę nóż by zadźgać Cię i żeby cieszyła się moja psychika chora
Odezwij się do mnie patrząc mi prosto w źrenic koła
Chcę usłyszeć całą prawdę, ma ona być czysta od ściemy goła"

Taniec przy parku

Coś nie mogę zasnąć, chciałbym Cię zobaczyć
I delektować się Tobą, by później zatańczyć
W blasku latarni świecących późną nocą
I patrzyłbym na Ciebie jak ręce Ci się pocą
Napilibyśmy się czerwonego wina, to Twój ulubiony
Kręciłbym Tobą na ulicy na wszystkie strony 
Do cienia weszlibyśmy tam gdzie drzewa rosną 
I położylibyśmy się za krzakami zaraz pod sosną
Wtuliłbym się mocno i szepnął Ci do ucha
Że Cię kocham, choć w moim sercu jest skrucha
To chcę by Twój blask padał na mnie mam marzenie 
Bo Twe oczy zwierciadłem są i powodują ukojenie
I tak wtulony miałbym pragnienie by Cię nie puszczać
Nasłuchiwałbym jak bije serce i mógłbym tak słuchać…
Wiecznie tak jak moja miłość trwa ku Tobie
I moje serce też by biło jak Twoje jak w chorobie 

Marny poeta

Jestem marnym poetą, bo nie umiem wyrwać kobiety
Chciałbym tylko jedną, bez żadnej na twarzy tandety
A ja lubię na nie patrzeć jak zerkają swym wzrokiem 
Kuszą każdym gestem, każdym krokiem

Dostrzegłem siebie w jej spojrzeniu i zobaczyłem pustkę
Jakby do jej wnętrza ktoś zamątował kłódkę
Nie wiem jak zareagować, gdy unika ze mną kontaktu
Mimo że ją kocham, choć był koniec tego aktu

Gdy wracają wciąż wspomnienia to nie mogę się pogodzić
Że mimo miłości zdradziła i zaczęła zwodzić 
Czy czas pokaże wszystko, że to co słyszała to kłamstwa?
Jakiegoś cwaniaka, co jest pełen wredności i chamstwa…

Nie umiem jej wyrzucić z serca jakby przeznaczeniem była
I budzącym natchnieniem w sercu moim ciągle żyła
Nie rozumiem na czym to polega, ale tak się sprawy mają
Że tacy jak ja nigdy najbliższych kochać nie przestają