Kręci mi się w głowie, deptam po dywanie z larw
Blask emocji rozmył się, nie widzę dzisiaj barw
Liczę talię kart z której wyjdą potwory
Yu gi oh w wersji gęsia skórka czy inne horrory
Nakłuwać na mikrofon będę walające się ciała w przestrzeni
Po amfetaminie w oczach gimby będą mówić że im się mieni
Zanim nie wypadną im gałki z oczodołów
Powiększą się źrenice im po zobaczeniu potworów
I będą uderzać o ściany tryskając w rytm membrany
Rzuci się na mnie każdy kto nie będzie podpity lub naćpany
A ja tą fikcję będę śpiewał nie dla szatana a artystów
By po słuchaniu tego odchodzili od zmysłów
Odchodzę w sen widzę odrapane ściany psychiatryka
Coś mi w kościach strzyka i każda z myśli umyka
Źrenice zmieniają kolory jak kameleon, mienią się tęczowo
Świat przybiera barw, w szpitalu każdy się śmieje, jest kolorowo
Za rozbitym oknem świeci słońce, tańczą upiory
Rozdrapują się wzajemnie, każdy z nich jest chory
Pisk wesoły co rusz z pomieszczenia ulatuje
Każdy z obecnych tu się dzisiaj dobrze czuje
Nagle przychodzi personel, zapina w pasy roztańczonych
Zastrzyki w ramiona, gasną światła w oczach, cisza zastraszonych
Budzę się ze snu, to były nie larwy a kafelki
Odpakowuję następną paczkę by odpłynąć - dobre te żelki…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Odwiedzaj mnie częściej! :)