Pomyślałem sobie, że jestem w państwie kimś ważnym
Pomiędzy politykami stałem się najbardziej odważnym
I nagle objawiła mi się myśl straszna, niegodziwa
By każdemu rozbić na głowie szklaną butelkę od piwa
Każdy oniemiał, a miałem swą jeszcze strategie
By ministrowie wylecieli z budynku i znaleźli się na glebie
Przed nosami, każdemu zacząłem wymachiwać levorwerem
Cofnęli się, rozproszył się dźwięk głośnym strumieniem
Włączona syrena alarmu do całej ochrony budynku nagle dotarła
Otworzyli drzwi pomieszczenia,a ja ożywiłem w sobie diabła
W oczach ujrzeli piekło, a głowa moja się rozrywała
Cały organizm zaczął mrowieć i rozpłachtał części ciała
Wyleciały z niego sztywno oślizgłe, długie człony
Na ich szczytach były ostre kości i każdy był zakrwawiony
Jak naprowadzane wyginając się wbijały się w serca
Przez okna wylatywały ciała i słyszałem głosy: morderca!
Z otworów w głowie rozrosły się wielkie powykręcane kości
Jakby mutacja wykraczająca poza normy przyzwoitości
Wyrosły też gumiaste skrzydła z łopat na plecach
Zaczęły pracować jak wachlarze w kobiecych rękach
Wyleciałem przez rozbite okno wprost do słońca
A ma krwawa ekstaza nie miała bezlitosna końca!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Odwiedzaj mnie częściej! :)