Aktualnie Polecany Post

Wolność jest uczciwa - wolność to prawo Uniwersum

Dlaczego nie ma miejsc dla ludzi o otwartych umysłach? Gdzie na nowo weryfikowalibyśmy się w swych pomysłach Jest za to dużo miejsc dla...

piątek, 1 września 2017

Moja tragedia życia...

Zawsze się starałem, bo miałem nadzieję być kimś, osiągnąć jakiś sukces, by zdobywać pieniądze za pomocą kompetencji intelektualnej, a nie pracy fizycznej ponad moje siły. Jestem od urodzenia w sytuacji niekomfortowej. Przez podstawówkę,gimnazjum i liceum byłem strasznie zamknięty w sobie i nie mogłem wyjść z depresji. Uświadomiłem sobie, że to wszystko przez mamę, ponieważ zawsze nadużywała alkoholu, wykazywała się nerwowością i impulsywnością. Cokolwiek powiedziałem mądrego czy w ogóle zaczynałem się odzywać to zawsze skończyło się próbą przekrzyczenia mnie,  prowokacji, obrażania...
Pod pretekstem,, że jestem powodem nerwów. Nie miałem nigdy kolegów czy koleżanek, bo ciążyły na mnie problemy związane z brakiem optymalnej sytuacji w mieszkaniu i rozwój mój był uniemożliwiony, bo mama podcinała mi skrzydła i jak wampir energetyczny przez prześladowanie mnie, by obrażać, wyładowywać nerwy zabierała mi energię, którą w normalnej rodzinie człowiek przeznacza na spotkanie ze znajomymi czy inne formy cieszenia się życiem.
Myślałem że to jest normalne, ale w końcu stwierdziłem, że moje życie potoczyłoby się inaczej gdybym tyle czasu, nieraz po dwie godziny w dniu nie próbował wyjść z pod presji mamy. Moja mama jak zaczęła krzyczeć to nie mogąc się opanować potrafiła z drugiego pokoju gadać do siebie krzykiem obrażając mnie bardzo i trwać to mogło nieraz godzinę albo dłużej, gdzie co rusz mogła wchodzić by drzeć się na mnie bezpośrednio...
Dla mnie atmosfera w mieszkaniu jest dysfunkcyjna. Jestem wciąż zamknięty w sobie gdziekolwiek idę, bo jestem tak nauczony, z trudem przezwyciężam pewne lęki, by móc otworzyć się na ludzi - to jest już wyuczone zachowanie, by milczeć bo jest spokój... Nie przejawiając żadnej naturalnej motywacji do walki o swoje wśród ludzi...
Mam świadomość że wykazuję cechy dorosłego dziecka alkoholika. A wiem, że stać mnie na wiele, by móc osiągać wiele, mam wolę upartego wojownika, który chce żeby dobrze w życiu się powodziło. Większość ambicji i energii jest trawiona na nieporozumienia związane z mamą i to trwa odkąd zacząłem po urodzeniu stawać się bardziej samoświadomy, czyli kontaktowy względem odczuć, motywacji, chęci. Odczuwam z tego totalny dyskomfort i sytuację niesprawiedliwą, że można płakać odkąd poszedłem do gimnazjum czyli od 8 lat tak bardzo to przeżywam. Gdy widziałem że ludzie są otwarci na siebie, że nie mają jakichś utrapień, że nawet nie zastanawiają się nad takimi sprawami i gdy uświadomiłem sobie że nie pasuje do rówieśników przez pewien lęk, wycofanie, niekiedy smutek - gdy oni się cieszyli. Bardzo mi przykro przez to do dziś. Zachowuję się jak duch. Jakby mnie nie było, milczę całe życie i strasznie przeżywam to że innym się powodzi, a ja się staram tak mocno ale nie mogę sobie zorganizować życia i żyć normalnie pod jednym dachem z mamą gdy tak na siebie oddziałujemy. W życiu nie powodzi w niczym...choć wiem że gdybym miał więcej przestrzeni dla siebie to dałbym radę.

Najbardziej brakuje mi rozmów, gdy zaczynam coś mówić to zostaję przekrzyczany. Moja mama nie ma empatycznego, elastycznego podejścia tylko krzyczy jakby miała wściekliznę...
Cokolwiek mądrego powiem zostaję przekrzyczany, nie mogę się realizować, nie mogę normalnie żyć. Wszyscy się ode mnie odsunęli przez moje zmienne nastroje i problemy i brak radości z życia. Pomocy! Czy też macie taką sytuację że cokolwiek powiecie w mieszkaniu to zamiast zostać zrozumianymi by ujrzeć w drugiej osobie jak bardzo jesteście ważni to zostajecie przekrzyczani i pozbawieni poczucia wartości bez energii do czegokolwiek?

Poziom intelektualny albo jakiś społeczny mojej mamy moZna by określić mianem wściekły zarozumiały cwany debil

Mialem niestabilną osobowość i byłem niestabilny emocjonalnie bo byłem po prostu szczuty przez mamę bo krzyczy, cokolwiek mówię jakby to nie było mądre to dostaję w zamian obecność mamy bez jakiegoś dna, bez żadnej głębi która to mogłoby wysłuchać i potwierdzić że ,,dotarło"... Jakbym mówił do osoby której nie można poruszyć, nieosiągalnej która tylko krzyczy...
Nawet jakbym powiedział coś niesłychanie mądrego to dostałbym brzydką gadkę...

Może życie to nie bajka ale jakiś fundament dzięki któremu optymalnie buduje się jakąś stabilną osobowość być powinien

Może nie bajka ale można przejść przez nie odpowiedzialnie i optymistycznie

A ja nie mogę bo ciągła niegodziwość, krzyki nie pozwalają na to bym z jakąś stabilnością emocji mógł dbać o to bym miał lepiej...

Może nie bajka ale jakoś moi znajomi nie mają takich problemów, które by im podcinały skrzydła...
Mają inne ale ten fundament relacji powinien być a jak ma być całe życie dysfunkcyjny, wprowadzający zamęt to niech zniknie

Jestem pewny że da się osiągnąć wiele dając swoją obecność odpowiedzialnie, z kompetencją intelektualną jako wyrobionymi umiejętnościami przez doświadczenie będąc optymistycznym...
Bo do zastanawiania się i reagowania ,,mądrymi sformułowaniami" nie potrzeba krzyków... Wystarczy elastyczne podejście do sytuacji, jakaś empatia i pewna cierpliwość - bez tego wiadomo dlaczego ktoś nie umie słuchać... a rozkojarzenie i zajmowanie się czymś innym dodatkowo wykazuje podejście do słuchania, że jest rozkojarzenie i brak pilności ku temu...

Mentalność ogranicza serce... Jest wtedy obojętne....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Odwiedzaj mnie częściej! :)